Drugi, zapewne ostatni wpis dotyczący koszalińskiego
MZK, rozpocznę od dwóch fragmentów wypowiedzi pani redaktor Jolanty
Stempowskiej. Mianowicie w dyskusji na facebook’owym profilu Jacka Wezgraja
stwierdziła, że w dniu 2.01.2015, w którym to koszaliński przewoźnik „uczynił”
z piątku sobotę (zmiana rozkładu jazdy na sobotni) była w pracy. W tym czasie Do
nikogo dodzwonić się nie można było, bo ludzie mieli wolne. Na parkingu
przy redakcji stały cztery auta na krzyż. Zadała w związku z tym pytanie o
charakterze – jak rozumiem – retorycznym: odpowiedzmy
sobie na pytanie: czy wolimy kursowanie pustych autobusów zgodnie z rozkładem
dnia roboczego, czy też ich ograniczenie do niezbędnej ilości dnia
świątecznego.
Prawdopodobnie jak większość osób wolę ograniczenie ilości kursów do
niezbędnego minimum, niż widok pustych, czyli nierentownych autobusów. Pytanie
tylko, gdzie to niezbędne minimum przebiega? Dla osób poruszających się
samochodem zapewne w pobliżu zera (chyba, ze im się auto zepsuje, wówczas
chętnie uruchomiliby przynajmniej kilka superszybkich połączeń). Dla innych
może to być znacznie większa liczba. Większa nawet niż ta, którą MZK realizuje
w dni powszednie. Zwłaszcza jeżeli chodzi o kursy wieczorne.
Odnośnie zaś pierwszej części
wypowiedzi, to postrzeganie aktywności zawodowej mieszkańców ponad
stutysięcznego miasta i ich zapotrzebowania na usługi komunikacji miejskiej
przez pryzmat wykonanych przez siebie telefonów, tudzież ilości aut przed
redakcją może być mocno mylące. Zwłaszcza, że jakoś szczerze wątpię, aby
telefony, które pani redaktor wykonywała w tym dniu były próbą łączenia się z pracownikami sklepów czy hal produkcyjnych korzystających lub
mogących korzystać z usług MZK. Choć oczywiście tego nie wykluczam.
(Zanim przejdę do cen biletów od
razu zaznaczę, że pani Stempowska w swoim kolejnym wpisie wyraźnie zaznaczyła,
że jest za tym, aby autobusy jeździły tam, gdzie są pasażerowie, oraz, że sama
dyskusja skłania ją do wniosku, że przydałaby
/…/ się w mieście debata na temat funkcjonowania MZK).
Ceny biletów
W poprzednim wpisie
zasygnalizowałem, że ceny biletów MZK w Koszalinie są zwyczajnie zbyt wysokie.
I miałem na myśli przede wszystkim bilety jednorazowe, choć także ceny tych
okresowych do najniższych nie należą. (W Krakowie bilet miesięczny na wszystkie
linie autobusowe i tramwajowe w pierwszej strefie kosztuje 94 zł http://mpk.krakow.pl/pl/bilety2/cenniki-biletow-okresowych/, w Koszalinie 100 zł http://www.mzk.koszalin.pl/images/stories/galeria/wczoraj-dzis/2/Cennik_bilety_okresowe.jpg.
Przy czym w Koszalinie jest piętnaście linii dziennych http://rj.mzk.koszalin.pl/rj/. W
stolicy Małopolski pasażerowie mają do użytku dziewiętnaście linii tramwajowych
dziennych i trzy nocne, oraz kilkadziesiąt linii autobusowych dziennych i kilka
nocnych: http://mpk.krakow.pl/pl/page-f3044045/).
Stosunkowo wysoka cena biletów może
być powodem rezygnacji wielu koszalinian z korzystania z usług przewoźnika,
szczególnie tych, którzy mają do pokonania stosunkowo niewielki dystans.
Podobnie może być z tymi, dla których fakt zaoszczędzenia kilku złotych ma
jednak znaczenie. I zapewne liczba tych osób wzrasta nie tylko z nastaniem
ciepłych dni, ale także z wprowadzeniem kolejnej podwyżki biletów (a przynajmniej sytuacja taka wydaje się bardziej prawdopodobna niż odwrotny
scenariusz). Zwłaszcza, że ceny biletów mogły już dawno przekroczyć
akceptowalny poziom.
(Dla mnie poziom
akceptowalny za bilet jednorazowy normalny w Koszalinie to 2.50 zł. Dla
studentów, z którymi o tym rozmawiałem, było to około 2.00 zł).
Oczywiście, czy tak jest w
rzeczywistości, mogą rozstrzygnąć tylko kompleksowe badania.
I powinny być one szybko
przeprowadzone. Chyba, ze jedynym pomysłem na zapewnianie „rentowności”
przedsiębiorstwa jest cykliczne podnoszenie cen usług. Ta droga prowadzi jednak
w zasadzie donikąd (ewentualnie do utrzymania status quo). Pamiętać przecież
trzeba o tym, że czynników odciągających ludzi od jazdy autobusami jest coraz
więcej (niskie ceny samochodów, utrzymujące się na stosunkowo niskim pułapie
cenowym usługi firm taksówkarskich, moda na poruszanie się rowerami po mieście,
nowe ścieżki rowerowe, itp.).
Brak alternatywnych form biletów
Średnio jeżdżę autobusem od 2 do 4
razy dziennie. W większości przypadków pokonuję od 3 do 5 przystanków. Choć –
jako umiarkowany miłośnik spacerów – zdarza mi się też jechać na krótszych
dystansach. Zwłaszcza, gdy mam torbę pełną zakupów, czy innych ciężkich rzeczy.
Co miesiąc udaję się na „peryferia” Koszalina (stacja benzynowa na pętli autobusowej
przy ul. Władysława IV), gdzie zakupuję bilet miesięczny, lub, w okresie
wakacyjnym, na ½ miesiąca. Wówczas zdarza się, że po tym jak straci on swoją
ważność przez kilka dni jeżdżę na biletach jednorazowych. Najczęściej decyduję
się wtedy na bilet 24 godzinny (cena 10.00 zł), ewentualnie rezygnuję z
częstszej jazdy autobusem. Bilet za 2.90 uważam za zbyt drogi, aby opłacało mi
się go zbyt często kupować.
Zapewne sytuacja byłaby nieco inna,
gdyby pojawiły się inne bilety czasowe, na przykład 10, 25, 40/50 minutowe.
Oczywiście w sensownej cenie (zaryzykuję: 1.80-2.00 zł za 10 minut, 2.10-2.30
za 25 minut, i jakieś 3.00 zł za 40/50 minut). Mogłyby też pojawić się bilety 48
godzinne, 72 godzinne i tygodniowe. Wówczas i ja i MZK byłoby zadowolone. Ja
bo nie musiałbym zbyt wiele chodzić, MZK ponieważ na mnie zarabia.
Co więcej – trzy ostatnie
wymienione formy biletów byłyby także przydatne w momencie, kiedy odwiedzają
mnie w wakacje znajomi. Dotychczas zostawali u mnie najczęściej na kilka dni. Zatem na pewno
jeden z takich biletów bym im zakupił, albo zaproponował jego kupno. Przy
obecnych cenach za usługi MZK raczej tak jak dotychczas korzystalibyśmy z taksówek
lub po prostu przemieszczali się pieszo.
Myślę też, że sensownym
rozwiązaniem byłoby wprowadzenie możliwości zakupu biletów wielomiesięcznych
(dla studentów są przecież bilety kwartalne). Sam nawet wolałbym kupić bilet
ważny przynajmniej dwa miesiące, niż co jakieś 30 dni odwiedzać należącą do MZK stację benzynową. Pod kątem zaś studentów zaocznych (choć nie tylko) można byłoby pomyśleć o wprowadzeniu biletów weekendowych (ważnych od piątku godz. 14.00 do północy w niedzielę).
Pozostając jeszcze przy temacie
zróżnicowania form biletów nie ukrywam, że dziwi mnie brak w ofercie
koszalińskiego przewoźnika tzw. biletów rodzinnych i grupowych. Zwłaszcza przy
ambicjach miasta by stać się miejscem atrakcyjnym turystycznie.
Być może warto byłoby także
pomyśleć o sezonowych biletach zintegrowanych, obejmujących przejazdy w danym
dniu szynobusem łączącym Mielno z Koszalinem, przeprawę Koszałkiem i przejazdy
autobusami MZK. Dla osób odpoczywających w Mielnie / Unieściu mogłaby to być
atrakcyjna oferta. Zwłaszcza przy tworzących się w wakacje korkach na drodze łączącej
obie miejscowości.
Automaty biletowe i karty elektroniczne
Kiedy kupuję bilet miesięczny
dostaję do ręki kawałek papieru o wymiarach ok. 5 cm na 7 cm z hologramem. Sprzedawca
zaznacza na nim daty ważności (od – do), ja zaś wpisuję na bilecie numer swojej
legitymacji (bez wpisanego numeru bilet jest nieważny). Dostaję także
potwierdzenie dokonania transakcji. Niestety, jeżeli zgubię bilet, szansa na
otrzymanie duplikatu nie istnieje. Nie są one bowiem ewidencjonowane w taki
sposób, który taką procedurę by umożliwiał (a przynajmniej taką informację
uzyskałem od sprzedawcy). W związku z tym po
dwukrotnym już zgubieniu „poprzednika” obecnego biletu (tamten bilet był
wielkości znaczka pocztowego), teraz staram się być bardzo uważny.
Rozwiązaniem tego typu sytuacji
byłyby imienne karty elektroniczne. Podobne, lub takie same, jakie można
spotkać w wielu innych aglomeracjach. Naprawdę ułatwiają one pasażerom życie.
Szczególnie, gdy mogą je doładować w automatach biletowych wystawionych w
dogodnych punktach miasta, najczęściej na przystankach.
Być może tego typu automaty powinny
się też znaleźć w autobusach. Odciążyłoby to kierowców, pozwalając skupić im
się na drodze, a nie na wydawaniu drobnych.
Na zakończenie linia nocna i bezpłatna komunikacja miejska
Pamiętam triumf osób, które
doprowadziły do ponownego uruchomienia linii nocnej w Koszalinie. Obecnie po
tego typu kursach nie ma już nawet śladu. Okazały się nierentowne. Zastanawiam
się na ile miało na to wpływ stosunkowo mało rozbudowane życie nocne Koszalina
czy źle rozplanowana linia, na ile zaś dość wysoka cena biletu: 5.80 zł za
bilet normalny. Przy założeniu bowiem, że taksówką będą wracały cztery osoby,
to niezależnie, w którym miejscu Koszalina mieszkają, ich kurs nie powinien
kwoty 23.20 zł przekroczyć. Mogą się nawet poodwozić.
Być może od początku powinno się
zresztą przyjąć, że tego typu autobus powinien kursować wyłącznie w piątkowe i
sobotnie noce. I nie co godzinę, lecz na przykład dwa razy w ciągu nocy (np. o
godz. 0.00 i 2.00). Wówczas trzy czy cztery autobusy rozwoziłyby pasażerów
spod Rynku Staromiejskiego lub dworca PKP / PKS w wybrane miejsca
Koszalina. Za cenę taką samą jak ta, która obowiązuje w komunikacji dziennej,
lub niewiele wyższą. Ostatecznie planowane ożywienie centrum miasta wymaga pewnych działań / kosztów.
W dopiero co zakończonej kampanii
wyborczej dużo uwagi poświęcano funkcjonowaniu komunikacji miejskiej w
Koszalinie. Zwłaszcza za sprawą Stowarzyszenia Lepszy Koszalin oraz
koszalińskiego Prawa i Sprawiedliwości. Oba te podmioty szły do wyborów z
hasłem wprowadzenia darmowej komunikacji miejskiej. Ostatecznie, ze względu na
zwycięstwo Platformy Obywatelskiej, projekt ten musi poczekać przynajmniej do
kolejnych wyborów.
W moim odczuciu pomysł darmowych przejazdów, choć
ciekawy, jest jednak chybiony. Z dwóch powodów. Po pierwsze jego wprowadzenie
oznaczałoby konieczność przekazywania przedsiębiorstwu kolejnych milionów z
budżetu miasta. Z budżetu, który i tak jest już poważnie obciążony.
Po drugie miejski przewoźnik
powinien mieć w mojej opinii ekonomiczny bodziec wymuszający rozwój. Inaczej
mówiąc bałbym się, że pełne sponsorowanie tego typ organizmu negatywnie
wpłynie na jakość świadczonych przez niego usług.