wtorek, 9 sierpnia 2016

Doping w sporcie. Radykalne rozwiązanie

Świat sportu od lat zmaga się z dopingiem. Niestety wciąż bez powodzenia. Potwierdzają to afery z dopingiem w Rosji (http://wyborcza.pl/1,75968,20080483,soczi-specoperacja-putina-afera-dopingowa-w-rosji.html), i w Kenii (http://www.sport.pl/rio2016/1,130063,20512976,igrzyska-olimpijskie-rio-2016-doping-w-kenii-uprzejmie-donosze.html). Potwierdzają to wpadki pojedynczych sportowców, w tym także niestety Polaków (http://sportowefakty.wp.pl/rio-2016/621110/zielinski-nie-jest-jedyny-krzysztof-szramiak-tez-wpadl-na-dopingu).

Rozwiązanie moim zdaniem jest jedno. Mianowicie sportowiec przyłapany na stosowaniu dopingu powinien być bezwarunkowo dożywotnio zdyskwalifikowany. Oczywiście po uczciwym procesie.
Obecne rozwiązanie, pozwalające wrócić dopingowiczowi na arenę po pewnym, krótszym lub dłuższym czasie, ewidentnie nie zdaje egzaminu. Nierzadko bowiem dochodzi do recydywy (skoro ktoś raz oszukiwał, dlaczego ma nie spróbować jeszcze raz). Ci zaś, którzy dotychczas nie zostali złapani, lub nie korzystali z zakazanego farmakologicznego wsparcia, mogą mieć mniejsze opory przed naruszaniem obowiązujących zasad. Mają przecież świadomość, że zawsze będzie szansa na wznowienie kariery po niezbyt długim okresie pauzowania. Takim, który nie przekreśla ich szansy na sukces / medale.

Rozpatrując kwestię wprowadzenia dożywotniego zakazu warto mieć na uwadze także fakt, że pobłażliwy sposób traktowania przyłapanych na dopingu działa negatywnie na tych, którzy rywalizują w uczciwy sposób. Muszą zmagać się oni z – nazwijmy rzecz po imieniu – oszustami. Osobami, które wiedzione chorą ambicją (swoją i / lub decydentów i trenerów z krajów, które reprezentują) decydowały się postępować nieuczciwie. Rodzi to konflikty i niesnaski, burzące atmosferę na sportowych arenach (zob. http://www.sport.pl/rio2016/1,130063,20521355,rio-2016-zimna-wojna-na-olimpijskiej-plywalni-oskarzenia.html#MTstream). Eliminacja przyłapanych na dopingu zapobiegnie tego typu sytuacjom.

Sportowiec przyłapany na dopingu powinien również zwrócić pieniądze, które państwo w niego zainwestowało, chociażby w postaci stypendium. Nie ukrywajmy - są to często znaczne kwoty, które w ten sposób zostały zmarnotrawione.
Zwrotu kosztów powinni oczekiwać także sponsorzy. I tego typu klauzula powinna być obligatoryjnie zapisana w każdym kontrakcie sponsorskim.

Być może powinno się też przemyśleć kwestię karania dopingowiczów sądownie, w tym także karą więzienia. Skoro przecież za kratki trafiają inni oszuści, czemu miałoby to omijać sportowców? Ostatecznie dorabiają się oni majątków na swojej nieuczciwości, pozbawiając jednocześnie szans na zarobek tych, którzy rywalizują uczciwe.

Oczywiście nawet tak radykalne rozwiązania jak te zaprezentowane powyżej nie wyrugują wszystkich nieuczciwych osób ze sportu. Nie ma co do tego złudzeń. Zawsze znajdą się przecież tacy, którzy postanowią zagrać va banque. Będzie ich jednak znacznie mniej niż obecnie. A to już sukces. 


czwartek, 4 sierpnia 2016

Wojna parawanowa

Burmistrz Darłowa  ogłosił antyparawanową krucjatę. Media podchwyciły temat, wykorzystując w materiałach mem, w którym włodarz w stroju superbohatera nazwany jest Kapitanem Parawanem. Dzięki akcji o Darłowie i jego burmistrzu stało się w kraju głośno.

Pierwotny pomysł burmistrza skierowany na ograniczenie tzw. parawaningu zakładał, że w przyszłym roku darłowska plaża miała być podzielona na dwa obszary – jeden z możliwością rozstawienia parawanów, drugi z zakazem ich rozkładania. Po modyfikacji obejmować ma jedynie odsunięcie parawanów na 10 metrów od wody i zakaz rozstawiania parawanów jeden przy drugim. (http://wiadomosci.onet.pl/szczecin/darlowo-walczy-z-parawanami-w-innych-miejscowosciach-problemu-nie-ma/vf6dm8?utm_source=fb&utm_medium=fb_detal&utm_campaign=podziel_sie).

Argumenty za zakazem rozstawiana parawanów lub ograniczeniami w tej materii są logiczne. W gąszczu palików i płótna ratownicy mają ograniczoną widoczność i mobilność. Rodzice z kolei pozbawieni są szansy na doglądanie swoich taplających się w wodzie pociech. A to niekorzystnie wpływa na ich bezpieczeństwo, zwiększając ryzyko utonięć / wypadków.

Zdarza się też i tak, że ze względu na ograniczoną płóciennymi konstrukcjami widoczność dziecko ma problem z odnalezieniem rodziców. Wówczas nierzadko wpada ono w popłoch i biegnie w kierunku, który z jakiegoś powodu wydaje mu się najwłaściwszy. To naraża je i jego rodziców na niepotrzebny, silny stres.

Oczywiście nie wszystkim pomysł z zakazem się podoba. Wiele osób twierdzi, że dzięki parawanom ma zwiększone poczucie bezpieczeństwa, a, co za tym idzie, większy komfort plażowania.

Dla innych parawan to szansa na to, by dzieci miały zapewnione choć odrobinę cienia w upalny, letni dzień. Jeszcze inni wskazują na rolę ochroną przed mało przyjemnym, chłodnym wiatrem i sypiącymi piaskiem plażowiczami.

Niezależnie od tego, jak cała sprawa się rozwinie, czy zakaz parawaningu lub jego ograniczenie wejdzie w życie, czy też nie, dla mnie najciekawszy jest aspekt podstawowy. Mianowicie co sprawia, że ludzie, którzy przyjechali nad morze wypocząć po całym roku ciężkiej pracy gotowi są wstawać o 5 czy 6 rano, aby zarezerwować sobie kawałek plaży? Co ich do tego motywuje?

Pierwsza rzecz, którą warto rozważyć, to wspomniane przez apologetów parawaningu bezpieczeństwo. Rzeczywiście parawan w pewnym stopniu go zapewnia. Trudniej w końcu komuś nieznanemu wejść w zamkniętą przestrzeń i udawać, że zabłądził. A tak przecież często postępują na plaży złodzieje.
(Z kolei dla osób bez parawanów ich istnienie to utrata szansy na doglądanie dobytku podczas kąpieli. Chyba, że uda im się rozłożyć z kocem nad samym morzem, co nie zawsze jednak jest możliwe).

Parawany rzeczywiście chronią przed wiatrem. O tym, że może być to przydatne przekonałem się tydzień temu, kiedy po wyjściu z morza zostałem dosłownie wychłostany piaskiem niesionym przez silny wiatr. Efektem jest niestety choroba i przypisany przez lekarza antybiotyk.

Parawan zapewnia też cień. Dla rodzin z dziećmi to niezwykle ważne. Zwłaszcza, gdy – jak w przypadku większości polskich rodzin-plażowiczów – i one uczestniczą w słonecznym rytuale w godzinach dla skóry morderczych. Niezależnie od ilości naniesionego mleczka i jego faktora.

Czynniki te nie wyjaśniają jednak fenomenu. Ostatecznie były one zawsze, a parawany królują od niedawna.

Może zatem wpływ na rozwój parawaningu ma większa ich dostępność? Pewnie jest to istotny czynnik. Kiedyś nie był to przecież produkt łatwy do zakupienia. I na pewno był też relatywnie droższy, co sprawiało, że nikt nie nabywał go wyłącznie na czas urlopu, czy na jeden sezonu. A teraz to powszechne działanie.

Wydaje się jednak, że w fenomenie parawaningu tkwi coś więcej, coś jeszcze. Coś co sprawia, że rozprzestrzenia się on z szybkością wirusa. I że z tego powodu istnieje być może niewielka szansa na jego ograniczenie.

Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy to potrzeba intymności / izolacji. Plaże polskich kurortów są coraz bardziej zatłoczone, woda zaś, zazwyczaj chłodna, nie rozładowuje rosnącego z roku na rok tłoku. 

Nic zatem dziwnego, że osoby nań wypoczywające wolą się pozbawić widoku morza, czy wydm w zamian za korzyści związane z odizolowaniem się od innych plażowiczów. Zwłaszcza takich, którzy uwielbiają słuchać głośnej muzyki, głośno krzyczeć, kląć, pić piwo, palić papierosy (być może zatem zakaz tego typu „aktywności” przełożyłby się na mniejszą potrzebę używania parawanów?).

Druga rzecz to funkcja rozładowywania agresji. W ścisku, który coraz częściej towarzyszy plażowaniu, w naturalny sposób u części osób narasta wyraźna niechęć do otoczenia. U niektórych aktywuje się nawet agresja. Parawan, wpływający na zmniejszenie ilości irytujących obrazów i dźwięków, może zmniejszać jej stopień, działać pozytywnie na jej ograniczenie / przejawy.

Trzecia rzecz to terytorializm. Człowiek jest zwierzęciem terytorialnym, i, jako takie,  kieruje się imperatywem oddzielania „swojej” przestrzeni, od przestrzenie „cudzej”. Nawet jeżeli jest to dokonywane na przestrzeni publicznej. I nawet jeżeli wywołuje oburzenie innych.   

Oczywiście czynników wpływających na wystąpienie i rozrost zjawiska parawaningu może być znacznie więcej. Mogą być one zresztą zupełnie inne, niż te, które wspomniałem (np. moda, naśladownictwo). Ich ustalenie, najlepiej poprzez badanie, powinno być priorytetem dla burmistrza Darłowa.

Tylko bowiem prawidłowe rozpoznanie problemu i czynników, które go wyzwalają, pozwala na skuteczną z nim walkę. Taką, która zmieni sytuację, a nie odbije się niekorzystnie na liczbie turystów odwiedzających to całkiem sympatyczne miejsce.

Choć może być i tak, że nic poza karami, nie będzie w stanie skłonić zwolenników parawanów do rezygnacji z ich używania. Tylko jak w takiej sytuacji przekonać zwyczajnych ludzi, że rozkładając parawan robią coś złego, coś co zasługuje na karę? Zwłaszcza, gdy w ich odczuciu konstrukcja z drewna i płótna to jedyna szansa na uzyskanie minimalnego, wyczekiwanego od miesięcy relaksu na zatłoczonym ponad miarę wybrzeżu. 


poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Kolejne chore wpisy, czyli prokuratura będzie miała prawdopodobnie dodatkowe zajęcie

Na stronie internetowej Głosu Koszalińskiego pojawił się dzisiaj tekst red. Wolnego zatytułowany Kąpiel muzułmanki w aquaparku. Postępowanie w sprawie komentarzy zawieszone. (http://www.gk24.pl/wiadomosci/koszalin/a/kapiel-muzulmanki-w-aquaparku-postepowanie-w-sprawie-komentarzy-zawieszone,10464826/).

Z informacji w nim zawartych wynika, że kołobrzeska prokuratura prowadząca sprawę nienawistnych komentarzy w sieci wobec muzułmanki, która w burkini wykąpała się w koszalińskim aquaparku zwróciła się o pomoc prawną do prokuratury w USA. Część bowiem objętych śledztwem komentarzy, które pojawiły się w mediach społecznościowych dodane zostały z kont, których właściciele pod różnymi nickami ukrywali swoją tożsamość. 

Konieczne jest zatem dotarcie do adresów IP komputerów, z których wpisów dokonano. To zaś można zrobić jedynie dzięki uprzejmości / współpracy administratorów serwisów społecznościowych, przede wszystkim Facebooka. Do czasu uzyskania pomocy z USA postępowanie zostaje zawieszone.

Tekst kończy akapit, który można potraktować jako swoiste ostrzeżenie: Osobom, którym zostanie udowodnione przestępstwo, grozi do pięciu lat więzienia - sankcja za groźby. Znieważenie może oznaczać do trzech lat, a do dwóch lat może czekać tych, którzy nawoływali do nienawiści. 

Niestety część czytelników serwisu ma najwyraźniej problemy z czytaniem i / lub kontrolowaniem własnej agresji. Pod samym tekstem pojawiło się od razu szereg wpisów, które dla prokuratury mogą stać się przyczynkiem do rozszerzenia śledztwa. Dla ich autorów zaś źródłem problemów.