Burmistrz Darłowa
ogłosił antyparawanową krucjatę. Media podchwyciły temat, wykorzystując w
materiałach mem, w którym włodarz w stroju superbohatera nazwany jest Kapitanem Parawanem. Dzięki akcji
o Darłowie i jego burmistrzu stało się w kraju głośno.
Pierwotny pomysł
burmistrza skierowany na ograniczenie tzw. parawaningu zakładał, że w przyszłym
roku darłowska plaża miała być podzielona na dwa obszary – jeden z możliwością
rozstawienia parawanów, drugi z zakazem ich rozkładania. Po modyfikacji
obejmować ma jedynie odsunięcie parawanów na 10
metrów od wody i zakaz
rozstawiania parawanów jeden przy drugim.
(http://wiadomosci.onet.pl/szczecin/darlowo-walczy-z-parawanami-w-innych-miejscowosciach-problemu-nie-ma/vf6dm8?utm_source=fb&utm_medium=fb_detal&utm_campaign=podziel_sie).
Argumenty za
zakazem rozstawiana parawanów lub ograniczeniami w tej materii są logiczne. W
gąszczu palików i płótna ratownicy mają ograniczoną widoczność i mobilność.
Rodzice z kolei pozbawieni są szansy na doglądanie swoich taplających się w
wodzie pociech. A to niekorzystnie wpływa na ich bezpieczeństwo, zwiększając
ryzyko utonięć / wypadków.
Zdarza się też i
tak, że ze względu na ograniczoną płóciennymi konstrukcjami widoczność dziecko
ma problem z odnalezieniem rodziców. Wówczas nierzadko wpada ono w popłoch i
biegnie w kierunku, który z jakiegoś powodu wydaje mu się najwłaściwszy. To
naraża je i jego rodziców na niepotrzebny, silny stres.
Oczywiście nie
wszystkim pomysł z zakazem się podoba. Wiele osób twierdzi, że dzięki parawanom
ma zwiększone poczucie bezpieczeństwa, a, co za tym idzie, większy komfort
plażowania.
Dla innych parawan
to szansa na to, by dzieci miały zapewnione choć odrobinę cienia w upalny,
letni dzień. Jeszcze inni wskazują na rolę ochroną przed mało przyjemnym,
chłodnym wiatrem i sypiącymi piaskiem plażowiczami.
Niezależnie od
tego, jak cała sprawa się rozwinie, czy zakaz parawaningu lub jego ograniczenie
wejdzie w życie, czy też nie, dla mnie najciekawszy jest aspekt podstawowy.
Mianowicie co sprawia, że ludzie, którzy przyjechali nad morze wypocząć po
całym roku ciężkiej pracy gotowi są wstawać o 5 czy 6 rano, aby zarezerwować
sobie kawałek plaży? Co ich do tego motywuje?
Pierwsza rzecz,
którą warto rozważyć, to wspomniane przez apologetów parawaningu
bezpieczeństwo. Rzeczywiście parawan w pewnym stopniu go zapewnia. Trudniej w
końcu komuś nieznanemu wejść w zamkniętą przestrzeń i udawać, że zabłądził. A
tak przecież często postępują na plaży złodzieje.
(Z kolei dla osób bez parawanów ich istnienie to utrata szansy
na doglądanie dobytku podczas kąpieli. Chyba, że uda im się rozłożyć z kocem
nad samym morzem, co nie zawsze jednak jest możliwe).
Parawany
rzeczywiście chronią przed wiatrem. O tym, że może być to przydatne przekonałem
się tydzień temu, kiedy po wyjściu z morza zostałem dosłownie wychłostany
piaskiem niesionym przez silny wiatr. Efektem jest niestety choroba i
przypisany przez lekarza antybiotyk.
Parawan zapewnia
też cień. Dla rodzin z dziećmi to niezwykle ważne. Zwłaszcza, gdy – jak w
przypadku większości polskich rodzin-plażowiczów – i one uczestniczą w
słonecznym rytuale w godzinach dla skóry morderczych. Niezależnie od ilości
naniesionego mleczka i jego faktora.
Czynniki te nie
wyjaśniają jednak fenomenu. Ostatecznie były one zawsze, a parawany królują od
niedawna.
Może zatem wpływ
na rozwój parawaningu ma większa ich dostępność? Pewnie jest to istotny
czynnik. Kiedyś nie był to przecież produkt łatwy do zakupienia. I na pewno był
też relatywnie droższy, co sprawiało, że nikt nie nabywał go wyłącznie na czas
urlopu, czy na jeden sezonu. A teraz to powszechne działanie.
Wydaje się jednak,
że w fenomenie parawaningu tkwi coś więcej, coś jeszcze. Coś co sprawia, że
rozprzestrzenia się on z szybkością wirusa. I że z tego powodu istnieje być
może niewielka szansa na jego ograniczenie.
Pierwsza rzecz
jaka przychodzi mi do głowy to potrzeba intymności / izolacji. Plaże polskich
kurortów są coraz bardziej zatłoczone, woda zaś, zazwyczaj chłodna, nie
rozładowuje rosnącego z roku na rok tłoku.
Nic zatem
dziwnego, że osoby nań wypoczywające wolą się pozbawić widoku morza, czy wydm w
zamian za korzyści związane z odizolowaniem się od innych plażowiczów.
Zwłaszcza takich, którzy uwielbiają słuchać głośnej muzyki, głośno krzyczeć,
kląć, pić piwo, palić papierosy (być może zatem zakaz tego typu „aktywności”
przełożyłby się na mniejszą potrzebę używania parawanów?).
Druga rzecz to
funkcja rozładowywania agresji. W ścisku, który coraz częściej towarzyszy
plażowaniu, w naturalny sposób u części osób narasta wyraźna niechęć do otoczenia.
U niektórych aktywuje się nawet agresja. Parawan, wpływający na zmniejszenie
ilości irytujących obrazów i dźwięków, może zmniejszać jej stopień,
działać pozytywnie na jej ograniczenie / przejawy.
Trzecia rzecz to
terytorializm. Człowiek jest zwierzęciem terytorialnym, i, jako takie,
kieruje się imperatywem oddzielania „swojej” przestrzeni, od przestrzenie
„cudzej”. Nawet jeżeli jest to dokonywane na przestrzeni publicznej. I nawet
jeżeli wywołuje oburzenie innych.
Oczywiście
czynników wpływających na wystąpienie i rozrost zjawiska parawaningu może być
znacznie więcej. Mogą być one zresztą zupełnie inne, niż te, które wspomniałem
(np. moda, naśladownictwo). Ich ustalenie, najlepiej poprzez badanie, powinno
być priorytetem dla burmistrza Darłowa.
Tylko bowiem
prawidłowe rozpoznanie problemu i czynników, które go wyzwalają, pozwala na
skuteczną z nim walkę. Taką, która zmieni sytuację, a nie odbije się
niekorzystnie na liczbie turystów odwiedzających to całkiem sympatyczne miejsce.
Choć może być i tak, że nic poza karami, nie będzie w
stanie skłonić zwolenników parawanów do rezygnacji z ich używania. Tylko jak w
takiej sytuacji przekonać zwyczajnych ludzi, że rozkładając parawan robią coś
złego, coś co zasługuje na karę? Zwłaszcza, gdy w ich odczuciu konstrukcja
z drewna i płótna to jedyna szansa na uzyskanie minimalnego, wyczekiwanego od
miesięcy relaksu na zatłoczonym ponad miarę wybrzeżu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.