Wczoraj uczestniczyłem w
koszalińskim Czarnym Proteście. Społecznym
wystąpieniu przeciwko próbie wprowadzenia barbarzyńskiego, chorego prawa,
odbierającego kobietom prawo do decydowaniu o sobie i swoim ciele.
Rozwiązaniu, które oznacza wiele
niepotrzebnych cierpień i… niewiele więcej. Szansa przecież, że ustawa
zmniejszy liczbę aborcji jest złudna. Zwłaszcza przy otwartych granicach i
rozwiniętym podziemiu aborcyjnym. (Obecnie pomimo radykalnego prawa dokonuje
się w Polsce ponad 100 tysięcy aborcji rocznie - dane za: http://www.federa.org.pl/dokumenty_pdf/raporty/raport_federacja_2013.pdf).
W wydarzeniu wzięło udział około
200-250 osób. Były wśród nich kobiety, byli i mężczyźni. Obok siebie stały
nastolatki i osoby starsze. W tłumie widać było także wiele małżeństw. Niektóre z par przyszły z dziećmi.
Na protest trafili też
przedstawiciele koszalińskiej prawicy, którzy popisywali się przed sobą
zgrywając macho (ciekawie było posłuchać ich komentarzy i rechotu słyszanego na
udostępnionym pod tym linkiem nagraniu: https://www.youtube.com/watch?v=af-E9yrB-Bs&feature=youtu.be).
Jeden z nich robił nawet zdjęcia
zgromadzonym, jak rozumiem do katalogu koszalińskich lewaków.
Protest zorganizowała Razem Koszalin, we współpracy z Inicjatywą Polska Koszalin i Regionalnym Kongresem Kobiet w Koszalinie.
Wydarzeniu przewodził Jacek Wezgraj, który widać świetnie czuje się kierując
tłumem. I – co warto podkreślić – robi to bardzo dobrze.
Najsłabszą stroną protestu było
nagłośnienie. Osoby stające nawet kilka metrów od przemawiających niewiele
słyszały.
Niepotrzebnie też organizatorzy
zdecydowali się na odczytywanie pełnej tzw.
listy hańby, czyli nazwisk wszystkich parlamentarzystów, którzy zagłosowali
przeciwko odrzuceniu projektu
Komitetu Obywatelskiego „Stop Aborcji” (projekt zaostrza i tak radykalne obecne
rozwiązania). Wystarczyło przeczytać nazwiska tylko tych, na których
koszalinianie w ostatnich wyborach głosowali. I na których – być może – już nie
powinni.
Nie jestem również przekonany, czy
przy tego typu wydarzeniach warto jednocześnie próbować „ugrywać” punkty w
partyjnych sporach. Rozumiem jednak, że na to wszystko nakładają się nie tylko
interesy ideologiczne, ale także polityczne.
Na koniec pozwolę sobie odnieść się
do zagadnienia, które stało się inspiracją wydarzenia, czyli samej aborcji.
Moje zdanie na temat przerywania ciąży jest następujące:
- aborcja nie jest dobrym
rozwiązaniem, czasem jednak nie ma lepszego lub żadne lepsze nie wchodzi w grę,
- liczbie aborcji zapobiega
edukacja seksualna, oparta na wiedzy płynącej z ustaleń naukowych a nie
ideologicznych,
- dostęp do skutecznej, darmowej
antykoncepcji jest najlepszym sposobem na zmniejszenie liczby aborcji,
- radykalne prawo niczego w materii
aborcji nie zmieni, poza rozbudowaniem podziemia aborcyjnego i częstszych
wyjazdów Polek za granicę południową, czy zachodnią,
- osoba zgwałcona powinna mieć
bezwzględne prawo do usunięcia ciąży, oczywiście może też zdecydować
o urodzeniu dziecka,
- kobieta, której zdrowiu ciąża poważnie zagraża powinna mieć prawo zadecydowania, czy chce ryzyko uszczerbku na zdrowiu
ponieść, czy też nie,
- w przypadku wykrycia
nieodwracalnych uszkodzeń płodu decyzję o jego usunięciu lub urodzeniu powinna
podejmować kobieta, państwo nie powinno mieć prawa jej w tym przeszkadzać,
- prawo do aborcji powinno zostać w
gestii kobiet, one bowiem ponoszą największe koszty związane z ciążą i
wychowaniem dzieci.