Antoni Macierewicz, szef MON, żyje obsesjami. Najważniejszą
z nich wydaje się być ta dotycząca zdarzeń w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku.
Według ministra w rządzie Beaty Szydło doszło tam do zamachu, za którym – jak
rozumiem – stał Putin, ewentualnie Tusk i Putin.
Niestety choć od tylu lat bada tą sprawę,
powołując kolejny zespół, wciąż nie jest w stanie przedstawić twardych dowodów
na poparcie tezy o zamachu. Co więcej – jak słusznie zauważył Paweł Lisicki –
nawet nie potrafi definitywnie rozstrzygnąć, do czego tak naprawdę tam doszło
(http://opinie.wp.pl/nowe-dowody-ws-smolenska-pawel-lisicki-skazano-nas-na-spekulacje-6034039373706369a).
Wie jednak, że zamach był.
Konsekwencją przyjęcia takiego obrazu rzeczywistości jest
zaklasyfikowanie przez niego tragicznie zmarłych w katastrofie do grona poległych.
Osób, które – jak mówi słownikowa definicja – straciły życie w walce
(http://sjp.pl/poleg%C5%82y). To zaś oznacza, że należy im się cześć i
chwała bohaterom, wyrażana w postaci apelu pamięci.
Obecnie apelem tym minister szantażuje tych wszystkich,
którzy podczas różnego rodzaju uroczystości chcieliby skorzystać z asysty
wojskowej. Bez zagwarantowania jego odczytania nie ma bowiem szans na wojskową
oprawę. Przekonali się o tym między innymi poznaniacy podczas obchodów Czerwca
’56 i warszawiacy podczas obchodów 72 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
Po nich zaś wielu innych.
Takie wymuszanie odczytania apelu prowadzi do
niepotrzebnych scysji i sporów. Takich, które nie służą godnemu uczczenia tych,
którym cześć się należy. Nie służą one także pamięci tych, którzy zginęli w
Smoleńsku. Są oni bowiem przez wielu traktowani jak intruzi. Osoby, które
uniemożliwiają godne oddanie hołdu przynależnego bohaterom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.