środa, 21 września 2016

Apel smoleński, czyli niszczenie pamięci

Antoni Macierewicz, szef MON, żyje obsesjami. Najważniejszą z nich wydaje się być ta dotycząca zdarzeń w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Według ministra w rządzie Beaty Szydło doszło tam do zamachu, za którym – jak rozumiem – stał Putin, ewentualnie Tusk i Putin.

Niestety choć od tylu lat bada tą sprawę, powołując kolejny zespół, wciąż nie jest w stanie przedstawić twardych dowodów na poparcie tezy o zamachu. Co więcej – jak słusznie zauważył Paweł Lisicki – nawet nie potrafi definitywnie rozstrzygnąć, do czego tak naprawdę tam doszło (http://opinie.wp.pl/nowe-dowody-ws-smolenska-pawel-lisicki-skazano-nas-na-spekulacje-6034039373706369a). Wie jednak, że zamach był.

Konsekwencją przyjęcia takiego obrazu rzeczywistości jest zaklasyfikowanie przez niego tragicznie zmarłych w katastrofie do grona poległych. Osób, które – jak mówi słownikowa definicja – straciły życie w walce (http://sjp.pl/poleg%C5%82y). To zaś oznacza, że należy im się cześć i chwała bohaterom, wyrażana w postaci apelu pamięci.

Obecnie apelem tym minister szantażuje tych wszystkich, którzy podczas różnego rodzaju uroczystości chcieliby skorzystać z asysty wojskowej. Bez zagwarantowania jego odczytania nie ma bowiem szans na wojskową oprawę. Przekonali się o tym między innymi poznaniacy podczas obchodów Czerwca ’56 i warszawiacy podczas obchodów 72 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Po nich zaś wielu innych.

Takie wymuszanie odczytania apelu prowadzi do niepotrzebnych scysji i sporów. Takich, które nie służą godnemu uczczenia tych, którym cześć się należy. Nie służą one także pamięci tych, którzy zginęli w Smoleńsku. Są oni bowiem przez wielu traktowani jak intruzi. Osoby, które uniemożliwiają godne oddanie hołdu przynależnego bohaterom. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.