wtorek, 24 stycznia 2017

Zwykła opowieść, wiele szumu

Przyglądając się facebookowym dyskusjom na temat tekstu Filipa Springera Koszalin nie do ogrania (http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,21271858,koszalin-nie-do-ogrania-springer.html?disableRedirects=true), dostrzec można spore poruszenie.

Oto bowiem jakiś bezczelny dziennikarz ze stolicy (warszawski celebryta reportażu – jak nazwał go jeden z uczestników dyskusji), opowiada negatywną opowieść o mieście.

O tym, że dwoje ludzi, którzy postanowili dać Koszalinowi szansę i wrócić do niego po studiach sromotnie się zawiodło. Że odczuwają samotność (starzy znajomi wyjechali, nowych nie mają), czego symbolicznym wyrazem jest brak możliwości znalezienia szóstej, niezbędnej do rozegrania partii gry planszowej osoby. Że czują, iż to miasto nie jest dla nich. I że rozważają wyjazd: Na razie skłaniamy się ku temu, żeby stąd jednak wyjechać – mówi. – Takie nas wrażenie tutaj ogarnia, że Koszalin nie przewiduje naszego istnienia.

Dla niektórych wypowiadających się o tekście to opis nieprawdziwy, nie uwzględniający zmian, które w mieście zaszły (tych dobrych oczywiście). Tak jakby ten tekst miał w ogóle ambicje przedstawiania prawdy o mieście.

Dla innych, zwłaszcza tych będących w opozycji do obecnych władz Koszalina, to opis-diagnoza. Uchwycenie marazmu, który przeminie, gdy zmieni się… władza.

A przecież ten tekst to nic więcej jak zwykła opowieść o ludziach. Historia dwojga rozczarowanych osób, którzy swoim niezadowoleniem podzielili się z reportażystą. Ten zaś uznał tą historię za na tyle ciekawą, ze ją opisał. I tyle.

Oczywiście, gdyby takich opisów pojawiło się więcej, warto byłoby się zastanowić nad przyczyną tego faktu. Jakby nie patrzeć mówią one bowiem coś o rzeczywistości (medialnej lub realnej).

W tym jednak przypadku mamy do czynienia z jednostkową, ludzką historią. A to, że jej wyraz jest negatywny nie oznacza automatycznie, że winą za to należy obciążać miasto. Ostatecznie mamy tu do czynienia z relacją ludzie – miasto. Oczekiwanie, że relacja ta zawsze będzie pozytywna to zwykła utopia. I odmawianie ludziom prawa do własnej oceny rzeczywistości.


PS W dyskusji jedna z osób zasugerowała, że miasto powinno na ten tekst zareagować. Czy powinno, to trudno powiedzieć. Zawsze jednak prezydent Koszalina może zaproponować, że gotowy jest w  któryś wieczór stać się tym szóstym do planszówki. I wówczas, w mniej oficjalnej atmosferze, nieco lepiej poznać opinie o mieście rozczarowanej nim pary. Zawsze może być to ciekawe poznawczo. 

piątek, 6 stycznia 2017

Hasło AZS Koszalin

Hasło reklamowe pełni różne funkcje. Najczęściej ma zachęcać, skłaniać, motywować. Czasem ma wytyczać nowe horyzonty, inspirować. Może zaczepiać, nagabywać, zaciekawiać. Może też skutecznie… zniechęcać.

Oczywiści to ostatnie zjawisko jest niezamierzone. Wynika z wielu czynników: braku doświadczenia autora w tworzeniu tego typu struktur językowych, niedostatecznego wyczucia, czy nieprzeprowadzenia niezbędnych badań / testów, sprawdzających jak hasło będzie odbierane.

Skutkiem może być jego kontrproduktywność. (Chyba, że jest ono tak złe lub nietrafione, że staje się dodatkowo ofiarą przeróbek, czy złośliwych żartów. Tak jak było chociażby z hasłem TP S.A. To ludzka rzecz rozmawiać, przerabianym na To ludzka rzecz okradać).

Jednym z takich zniechęcających (a na pewno w niewielkim stopniu zachęcających) haseł promuje się koszaliński klub koszykówki męskiej. Brzmi ono Nie siedź w domu. Przyjdź na mecz.

Oznacza ono bowiem, że jeżeli już nie masz nic ciekawszego do roboty (siedzisz w domu i się nudzisz), to chociaż przyjdź i obejrzyj mecz. A chyba nie o to chodzi. Zwłaszcza w odniesieniu do sportowego widowiska, które – jak mniemam – ma ambicje konkurować z innymi, atrakcyjnymi propozycjami.

Może zatem warto byłoby pomyśleć o czymś bardziej zachęcającym, energetycznym. Czymś, co na przykład będzie obietnicą niezapomnianych przeżyć, czy emocji (oczywiście to tylko jeden w wielu możliwych kierunków, w który można zapuścić się w poszukiwaniu inspiracji copywriterskiej).

Można też z kiepskiego hasła zrezygnować. Nie jest ono przecież niezbędne. Dowodem na to fakt, że tylko niektóre kluby tego typu konstrukcję językową w działaniach promocyjnych wykorzystują.