Nie jestem krytykiem sztuki. Nie
znam się szczególnie dobrze na współczesnych jej odmianach (no może poza
filmem). Nie potrafię zrozumieć wszelkich, być może nawet większości jej niuansów.
Znam się jednak odrobinę na języku i rozumiem znaczenie niektórych pojęć.
Pozwala mi to na czytanie ze zrozumieniem określonych tekstów. Niekiedy także
tych, które sztukę współczesną wyjaśniają. Choć – muszę przyznać – czasem nie
jest to łatwe.
Z jednym z ciekawszych tekstów z
tego obszaru spotkałem się na stronie koszalińskiej Galerii Scena (dziękuję
panu Krzysztofowi Urbanowiczowi na zwrócenie nań mojej uwagi).
Dotyczy on wydarzenia
artystycznego, zatytułowanego „Affective Ciemna” (https://galeriascena.wordpress.com/2015/01/24/michal-brzezinski-affective-cinema-2/).
Pod tym hasłem kryje się
performance Michała Brzezińskiego ukazujący działanie kinematograficznego instrumentu
(kinematograficzny – służący rejestrowaniu ruchu dowolnego obiektu – P.S.),
który tworzy audiowizualny spektakl na podstawie informacji przesyłanych miedzy
artystą a drobnoustrojami, a także pomiędzy rośliną (kwiatem) a ciałem
performera.
(Nie będę ukrywał, że sama koncepcja wydała mi się
niezwykle urzekająca. Oto artysta podejmuje się nawiązać relację komunikacyjną z
bytami, które zawsze wydawały mi się umiarkowanie do tego predestynowane. Poza
oczywiście ich ingerencja w ciało człowieka lub człowieka w ich rzeczywistość,
np. za pomocą antybiotyków, czy banalnej konewki. Ale już wiem, że się myliłem).
Cały proces komunikacji odbędzie się z
wykorzystaniem techniki. Mianowicie Performer za pomocą swojego głosu
przekształca pole elektromagnetyczne pod mikroskopem i aktywuje ruchy mikrobów. A następnie Dane zbierane przez mikroskop USB oraz analogowo-cyfrowy
przetwornik mierzący pole elektryczne rośliny zostają przekształcone w obraz i
dźwięk. Dzięki temu zobaczymy efekt wizualny komunikacji pomiędzy tak różnymi formami
życia, jak ludzie, rośliny i na przykład ameba. (Mam nadzieję, że pomimo
zmiany kolejności zdań dobrze całą procedurę przybliżam).
Niestety, prawdopodobnie nie uda się w ten sposób ustalić,
czy muzyka stanie się uniwersalnym
językiem komunikacji między afektami rozmaitych gatunków. Nie będzie można
też uzyskać pewności, czy mikroby usłyszą to samo, co osoby biorące udział w
performance, choć teoretycznie usłyszą to samo, co uczestnik spektaklu.
Działanie
Brzezińskiego zostało określone w tekście mianem kreatywnego wprowadzenie na teren informatyki, biosemiotyki
i neuronauki (trudno się z tym nie zgodzić), które wpisuje się w nurt sztuki
interaktywnej, software artu, bio artu i hacktywizmu. (Czytając to odniosłem wrażenie, że w
ostatnich kilkunastu latach powstało więcej terminów próbujących określić nowe przejawy
sztuki, niż przez cały wcześniejszy okres historii człowieka).
Wyjaśniono także, że ten rodzaj eksperymentalnej
aktywności artystycznej przełamuje tradycyjny, romantyczny model artysty. I chyba można uznać, że sporo w tym racji. Ostatecznie
romantyczny artysta spierał się z Bogiem. Tu spór może być toczony ewentualnie
z amebą. A to oznacza jednak jakiś przełom. Choćby jakościowy. (Kwestię tą
poruszyłem już wcześniej, podczas dyskusji na facebookowym profilu red. Andrzeja
Mielcarka).
Z tekstu dowiadujemy się także o różnicach między
artystą a naukowcem. Stanowią je przede wszystkim różnice warsztatowe i
metodologiczne (sic!). Sama zaś metoda charakteryzująca działanie performera
określona zastała mianem behawioralnej
afektywnej neurolingwistyki
(pogrubienie – P.S). Artysta w ten sposób
sprawdza działanie lub nie-działanie pewnych mechanizmów komunikacyjnych
wykorzystując do tego maszynerię informatyczną. Jeśli komunikacja jest
rzeczywiście komunikacją zostanie zweryfikowana zewnętrznymi mechanizmami i
procedurami. O tym jakimi dokładnie mechanizmami i procedurami weryfikacja
się odbędzie już się nie dowiadujemy.
Na
zakończenie opisu czytamy: Performance “Affective Cinema” jest więc okazją zarówno do zabawy, jak i
przy odrobinie autorefleksji, do poznania i praktycznego doświadczenia nowej
koncepcji humanistyki i nowej postawy twórczej która wyrosła ze sztuki mediów,
a ściśle ze sztuki interaktywnej.
Moim
zdaniem ten ostatni akapit powinien być jedynym, który wydarzenie to opisuje
(być może usunąłbym z tego fragmentu jeszcze słowa nowa koncepcja humanistyki). Prawdopodobnie jednak wówczas całkiem
ciekawy koncept straciłby całą wartość w oczach niektórych
miłośników sztuki współczesnej i jej krytyków. Wartość, która obecnie płynie
nie tyle z dzieła, czy nawet aktu tworzenia, co uzupełniającej go nic-nie-wyjaśniającej eksplikacji. Takiej, które sprawi, że przeciętny odbiorca
będzie musiał albo przyznać się do swojej bezradności w kontakcie ze „sztuką”
(czytaj: niekompetencji i / lub głupoty), albo udawać, że to wszystko rozumie. Zamiast
uświadomić sobie, że pewnych rzeczy po prostu zrozumieć się nie da.
Zamieszczone na portalu ekoszalin info o artyście również powala nibyartystycznym bełkotem: "Odwołując się do konceptualizmu i medialności sztuki, która staje się englobe sztuką wideo, sformułował opisującą ten proces strategię Fake Art, wynikającą z teorii sztuki jako komunikatu."
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że Fake Art ma uchodzić za kierunek w sztuce, którego reprezentantem miałby być p. Brzeziński. Nie znalazłem jednak żadnego innego reprezentanta tego kierunku, ba, poza strona internetową p. Brzezińskiego nie znalazłem nigdzie nazwy tego kierunku. Być może p. Brzezińskiemu zdaje się, że poprzez wymyślenie nazwy cośtam Art historia sztuki wzbogaciła się o nowy prąd w sztuce.
Czym jest "englobe sztuki wideo" nie udało mi się rozszyfrować. Być może wiedzą to tylko p. Brzeziński i poinformowane przez niego bakterie.