piątek, 22 stycznia 2016

Wyjątek dla pani… premier

Obejrzałem dzisiaj na spokojnie wystąpienie pani premier Beaty Szydło w Parlamencie Europejskim (wystąpienie w związku z uruchomioną procedurą ochrony praworządności). Wcześniej zaś zapoznałem się z opiniami na temat tego, jak podczas tego debiutu wypadła.

Zdania na ten temat są, co oczywiście nie zaskakuje, podzielone. I często są, co zaskakuje jeszcze mniej, prawie wyłącznie wyrazem politycznych sympatii / antypatii oceniającego.

I tak prawicowi politycy twierdzą, że odniosła ona sukces, wręcz zwycięstwo (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/komentarze-politykow-po-debacie-w-parlamencie-europejskim,612199.html). Że udowodniła, że jest nie tylko rasowym przywódcą, ale także – jak stwierdził Witold Waszczykowski – nowym liderem Europy (http://www.rp.pl/Rzad-PiS/160129978-Waszczykowski-Szydlo-nowym-liderem-Europy.html).

Małgorzata Wasseramnn posunęła się w swojej ocenie do ekstremum, pisząc na Twitterze, że Beatę Szydło można od dziś nazywać Beatą Wielką (https://twitter.com/wassermann_ma?lang=pl). 
W tonie triumfu utrzymane są także wypowiedzi dużej części sprzyjających prawicy dziennikarzy i komentatorów.

Z kolei przeciwnicy obecnego rządu podkreślają, ze już samo wystąpienie pani premier w Brukseli to porażka Polski (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/komentarze-politykow-po-debacie-w-parlamencie-europejskim,612199.html).
Odnosząc się zaś do słów, które wypowiedziała, zauważają przede wszystkim brak ustosunkowania się przez nią do stawianych Polsce zarzutów.
Podkreślają także, że w zasadzie nie udało jej się rozwiązać żadnego z problemów, które sprawiły, że nasz kraj znalazł się na cenzurowanym.

Europejskie media raczej krytycznie oceniły wystąpienie pani premier. „Le Monde”: Debata w sprawie Polski w Parlamencie Europejskim to dialog głuchych. (Za: http://wyborcza.pl/1,75477,19504365,zagraniczne-media-o-wystapieniu-szydlo-w-europarlamencie-dialog.html).
Dziennikarz „El Pais” – jak donosi „Wprost” – nazwał jej tłumaczenia jałowymi i nieprzekonującymi. Podobnych, równie krytycznych opinii, tygodnik przytacza zresztą więcej (http://www.wprost.pl/ar/529844/Jak-wypadla-Szydlo-w-trakcie-debaty-w-PE-Zagraniczne-media-komentuja/).


Politycy europejscy, zwłaszcza ci, którzy doprowadzili do uruchomienia wobec Polski procedury ochronnej są stonowani w swoich ocenach. W wypowiedziach sygnalizują jednak rozczarowanie brakiem konkretów w wystąpieniu polskiej pani premier. (http://www.pap.pl/aktualnosci/news,459138,schulz-debata-o-polsce-niczym-nie-zaskoczyla-pozostaja-pytania.html).

Opinie ekspertów są bardziej wyważone i holistyczne. Zwłaszcza tych, którzy potrafią skupić się na przekazie i poddać go analizie, a nie wyłącznie wyszukiwać w nim tego, co potwierdzi ich wcześniejsze założenie, czy nastawienie: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Eksperci-oceniaja-przemowienie-Beaty-Szydlo-w-Parlamencie-Europejskim,wid,18113092,wiadomosc.html?ticaid=116589.

W moim odczuciu premier Polski wypadła w Brukseli całkiem nieźle. Mówiła spokojnie i w miarę rzeczowo, nie dając się zbyt często ponieść emocjom. Musiała zatem, przynajmniej na części europarlamentarzystów, sprawić dobre wrażenie. 
I to nawet wówczas, gdy poruszała kwestie nie związane z tematem spotkania, jak chociażby problemy Śląska. (Ten pozytywny efekt w znacznym stopniu zaprzepaściła swoją aprobującą reakcją na negatywne stwierdzenia wobec unijnej struktury. Myślę, że wielu polityków zachodnich demokracji odebrało to jako afront).

Problem w tym, że w rozmowie z klasycznymi technokratami ogólne, dobre wrażenie nie odgrywa szczególnej, a tym bardziej dominującej roli. 
W ich świecie liczą się fakty, konkrety i czytelne, jasne deklaracje. 
A tego wypowiedzi pani premier zwyczajnie zabrakło. I to pewnie zdeterminuje proces podejmowania decyzji, choć ta oczywiście nie musi być dla Polski negatywna.

Na zakończenie chciałbym odnieść się do dwóch fragmentów z wypowiedzi pani premier. Najpierw jednak je zacytuję. Uważam je za dość istotne dla sposobu rozumienia przez nią, i, być może także jej obóz polityczny, pewnych fundamentalnych dla demokracji kwestii.
Obie te wypowiedzi pochodzą z rundy końcowej (https://www.youtube.com/watch?v=oRJi_7332FU).

1. Rząd Polski został wybrany w demokratycznych wyborach przez polskich obywateli. I rząd Polski kieruje dzisiaj polskim państwem z nadania, z mandatu suwerena, czyli obywateli. I nie jest tak, że rząd Polski jest czymś innym niż Polska, niż nasza ojczyzna. Takie są demokratyczne wybory również w państwa krajach. Nie wyobrażam sobie, żebym ja powiedziała, że nie szanuję rządu hiszpańskiego, czy holenderskiego, ale szanuję Holandię czy Hiszpanię. Nie. Szanują rząd narodu, który ja szanuję i państwa, które szanuję. Mogę się nie zgadzać z państwem politycznie. Takie jest nasze prawo. To jest właśnie fundament i podwalina Europy. Że są różne zdania, mamy różne opinie. Bardzo często się nie zgadzamy ale dyskutujemy.

Komentarz:
Sposób myślenia pani premier o relacji rząd – państwo nieco mnie dziwi. Rząd nie jest przecież tym samym co dane państwo. Jest tylko pewną strukturą, w mniej lub bardziej konwencjonalny sposób wyłanianą, którego rolą jest podejmowanie decyzji o funkcjonowaniu danego kraju. Jest zatem tylko jego częścią, nie czymś tożsamym, czy identycznym.
Oczywiście byli w historii świata rządzący, którzy uważali, że państwo to właśnie oni (państwo to ja). Ale to było już jakiś czas temu, i, jak uczy historia, nie były to rządy najlepsze, zwłaszcza z perspektywy społeczeństwa.

Analogicznie mam problem z zaakceptowaniem drugiej części rozważań pani premier. Tej odnośnie szacunku przynależnemu rządowi w związku z tym, że jest on rządem danego, szanowanego przez nią kraju. Dla mnie to jakiś absurd.
Mogę przecież szanować jakiś kraj, ale nie szanować tych, którzy nim rządzą. Zwłaszcza, gdy ci u władzy nie przestrzegają określonych zasad / praw. Przykładem może być tu dowolny kraj rządzony przez władzę autorytarną.

W tym kontekście warto też przypomnieć, że jeszcze niedawno politycy opozycji, którą tworzyło wówczas Prawo i Sprawiedliwość, bardzo często w swoich wypowiedziach na temat rządu PO-PSL dawali do zrozumienia, że darzą go całą paletą odczuć, poza jednym - szacunkiem właśnie. Stoi to w opozycji do tego, o czym obecnie rządząca pani premier mówi i czego oczekuje.
I warto o tym pamiętać, analizując tego typu konstrukcje retoryczne. 

2. Wierzę w to, że społeczeństwo obywatelskie, o którym państwo tutaj tak wiele mówicie. I muszę powiedzieć, że w moim rządzie został powołany pełnomocnik do spraw społeczeństwa obywatelskiego, bo bardzo poważanie traktujemy te kwestie. I mamy pełnomocnika do spraw społeczeństwa obywatelskiego. W poprzednim rządzie tego nie było.

Komentarz:
Powołanie rzecznika do spraw społeczeństwa obywatelskiego jest niczym więcej jak tylko jego… powołaniem (przykład analogiczny, choć dotyczący innej materii: ustanowienie przez rząd Donalda Tuska pełnomocnika rządu do spraw zwalczania korupcji). Twierdzenie, że świadczy to o poważnym traktowaniu tej materii przez rządzących jest na tym etapie zupełnie nieupoważnione.

Oczywiście dobra praktyka może to zmienić, uwiarygodnić. Tylko, że z dobrą praktyką w obszarze tworzenia społeczeństwa obywatelskiego ten rząd ma raczej spory problem. I nic nie wskazuje, aby w najbliższym czasie miało to ulec zmianie.

czwartek, 21 stycznia 2016

Na zakończenie

Wpis z 19 stycznia nawiązujący do Roku 1984 George Orwella był ostatnim na tym blogu. Osobom, które tu zajrzały i zapoznały się z treścią któregokolwiek z wpisów bardzo dziękuję.

Szczególnie dziękuję tym, którzy podjęli wysiłek odniesienia się do moich subiektywnych najczęściej spostrzeżeń, nawet jeżeli ich komentarze były krytyczne. Naprawdę to doceniam. Zwłaszcza, że procedura pozwalająca na dodanie opinii wymagała zalogowania.

Chciałbym także bardzo mocno podziękować mojej koleżance z pracy, dr Monice Kaczmarek-Śliwińskiej. Była tak miła, że kilka razy udostępniła linki do moich wpisów na swoim profilu FB.
Wówczas bardzo szybko rosła liczba odsłon, dowodząc, że Monika Kaczmarek-Śliwińska jest bezsprzecznie jednym z liderów opinii publicznej. Nawet jeżeli zapewne nie wszyscy się z jej opiniami zgadzają. 
To samo podziękowanie kieruję do redaktora Andrzeja Mielcarka.

Osobne podziękowania dla pana Krzysztofa Urbanowicza. Powód prosty – czytając Pana wpisy na FB mam wrażenie, że w wielu obszarach podobnie postrzegamy rzeczywistość, czy raczej jej fragmenty. W tych dziwnych czasach daje to sporą otuchę.

Żałuję, że nie znalazłem czasu, aby przeanalizować spoty koszalińskich kandydatów na posłów / senatorów z ostatniej kampanii wyborczej. Kilka rzeczy było naprawdę godnych uwagi i warto, aby to opisać.
Nie znaczy to, że tego nie zrobię. Jednak w innym już miejscu. Tu tylko chciałbym pogratulować Robertowi Bodendorfowi umiejętności stworzenia prostego, zarazem – jak mogę się domyślić – niezbyt kosztownego przekazu. I przy okazji serdecznie pozdrowić.

Piotr Szarszewski


  

wtorek, 19 stycznia 2016

Trochę jak z bohaterem Orwella

- Nie jesteś zbyt pojętnym uczniem, Winston - powiedział łagodnie O'Brien.
- Cóż na to poradzę? - wyszlochał. - Jak mogę widzieć coś innego niż to, co mam przed oczami? Dwa i dwa to cztery.
- Czasami, Winston. Czasami pięć. Czasami trzy. Czasami cztery, pięć i trzy równocześnie. Musisz się bardziej starać. Powrót do zmysłów nie jest rzeczą łatwą.
George Orwell Rok 1984


Nie ukrywam, że słuchając niektórych polityków Prawa i Sprawiedliwości czuję się nierzadko jak bohater powieści George’a Orwella Rok 1984. Nie potrafię dostrzec tego, co dla nich najwyraźniej jest oczywiste. I co dla mnie – jak rozumiem – także powinno być oczywistością.

Nie widzę Polski w ruinie (oni zresztą też już jej nie widzą, co mnie nawet nieco pociesza). Nie dostrzegam także żydowskiego spisku mającego na celu zniszczenie naszego kraju.
W ogóle nie widzę żadnego, wymierzonego w Polskę spisku. No może niepokoi mnie jedynie pewien niemiecko-rosyjski rurociąg.

Nie uważam, że nasz zachodni sąsiad to kraj nam wrogi, a Unia Europejska to jakieś zło. Pomimo śledzenia dyskusji wokół Smoleńsku, nie przekonują mnie tezy, że zdarzyło się tam coś więcej niż katastrofa. Podobna do wielu, do jakich co roku na świecie dochodzi.
Choć najczęściej nie giną w nich politycy. I być może nie są one wynikiem tak licznych zaniedbań.

Nie potrafię zachwycić się patriotyzmem rozświetlanym blaskiem stadionowych flar. Nie uważam, że Polak równa się katolik, a homoseksualizm to choroba albo zboczenie.
Zdecydowanie wolę też oglądać i słuchać Annę Grodzką niż Krystynę Pawłowicz. Ta ostatnią cenię jednak jako samozwańczą inspiratorkę dla twórców memów.

Nie uważam, że Polska historia to wyłącznie triumfy lub martyrologia, i że moim obowiązkiem jest kontestować i psioczyć na takie filmy jak Ida, czy Pokłosie. Bo ponoć źle lub niesprawiedliwie ukazują Polskę. A tą przecież trzeba kochać i bronić, bezwarunkowo, bez wyjątku.

Nie potrafię zaufać politykom, którzy uważają, że świat jest czarno-biały, bez odcieni. I tylko siebie i tych, którzy ich popierają, przedstawiają jako dobrych. Innych zaś lokują tam, gdzie kiedyś stali zomowcy.

Nie potrafię zaakceptować tezy, że takie media jak Gazeta Wyborcza czy Telewizja TVN bardziej manipulują swoimi odbiorcami niż Radio Maryja, czy Telewizja Republika. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że one także na wiele sposobów urabiają swoich czytelników / widzów. Często zresztą skuteczniej i na większą skalę niż chociażby wspomniane medium z Torunia.

Nie uważam, że właściwą drogą do odpolitycznienia mediów publicznych jest ich wcześniejsze przejęcie i podporządkowanie politykom. Nie sądzę też, aby realizowane przez nowego prezesa telewizji czystki kadrowe były droga do uczynienia nadawcy bardziej obiektywnym, czy wiarygodnym.

Nie uważam, że sprawy Polskie powinny być rozpatrywane wyłącznie w granicach naszego kraju. Ostatecznie przyłączając się do Unii Europejskiej zgodziliśmy się na pewne zasady, w tym na podporządkowanie niektórych naszych regulacji prawu wspólnotowemu. 
I teraz, skoro ich nie przestrzegamy, albo istnieje co do tego wątpliwość, powinniśmy być gotowi na dyskusję.  

Inaczej mówiąc mam zupełnie odmienne zdanie na wiele kwestii. Często w odniesieniu do spraw o fundamentalnym znaczeniu. Inaczej też postrzegam rzeczywistość.

Oczywiście nie wykluczam, że kiedyś zobaczę to, co widzą oni. Zobaczę trzy palce w miejsce dwóch.
Obecnie jednak tego zwyczajnie nie potrafię. 


poniedziałek, 18 stycznia 2016

Genialne posunięcie posłów PiS, czy tekst sponsorowany o umiarkowanym znaczeniu?

W związku z uruchomieniem wobec Polski procedury ochrony praworządności, postępowania negatywnie odbijającego się na wizerunku naszego kraju i rządzącej nim partii, eurodeputowani Prawa i Sprawiedliwości postanowili przejść do kontrofensywy. 
W tym celu na dwóch brukselskich portalach internetowych zamieścili artykuł sponsorowany, zatytułowany What is really happening in Poland?

Celem ich tekstu jest zaprezentowanie odbiorcom europejskim alternatywnego spojrzenia na to, co w ostatnim okresie dzieje się w Polsce, i, być może nawet przekonanie ich do zawartej w nim interpretacji wydarzeń. Posunięcie, które z jednej strony ma pozwolić na szybkie, pozytywne zakończenie procedury weryfikującej praworządność, z drugiej zaś zwiększyć akceptację dla zmian, które Prawo i Sprawiedliwość wprowadza.

Nie wchodząc w polemikę z zaprezentowanymi w tekście tezami, chciałby się zastanowić, czy rzeczywiście lokowanie w zagranicznych mediach tego typu artykułów jest – jak pisze o tym fronda.pl – genialnym posunięciem (http://www.fronda.pl/a/genialna-ofensywa-europoslow-pis-what-is-really-happening-in-poland,64076.html).
Takie, które przyniesie korzyści Polsce i jej nadszarpniętemu wizerunkowi. Czy też może raczej mamy do czynienia z ruchem, którego oddziaływanie będzie w ostatecznym rozrachunku niewielkie.

Sam tekst, którego wersję w języku polskim zamieścił na swoim blogu Janusz Wojciechowski (http://januszwojciechowski.blog.onet.pl/2016/01/15/what-is-realy-hapening-in-poland-polska-wersja-oswiadczenia-europoslow-prawa-i-sprawiedliwosci-do-mediow-w-europie/) jest dobrze skonstruowany.

Autorzy ukazują w nim Polskę jako kraj demokratyczny, praworządny. Państwo, w którym nie ma cenzury i żadnych innych ograniczeń swobód obywatelskich.
Dowodem na to jest według nich chociażby to, że bez przeszkód odbywają się w Polsce demonstracje antyrządowe. Kwestii, o której być może nie warto było w tekście wspominać. Fakt demonstracji antyrządowych zawsze przecież prowokuje pytanie o to, czy przypadkiem nie są one zasadne.

W tekście podkreśla się, że obecna władza została wybrana przez społeczeństwo rozczarowane ostatnimi latami rządów koalicji PO-PSL. Ugrupowań, które nie wahały się naruszać praw obywateli. Dochodziło do represji karnej wobec osób wyrażających krytykę ówczesnych rządów w internecie, na stadionach sportowych czy podczas antyrządowych demonstracji. Szczególnie niepokojące było inwigilowanie a nawet represjonowanie dziennikarzy. 
Sprawy te – jak w tekście zaznaczono – nie znalazły się wówczas jednak w obszarze zainteresowań instytucji europejskich.

Działania podjęte przez nowo wybrany parlament w odniesieniu do Trybunału Konstytucyjnego określone zostały w artykule jako naprawcze. To po prostu korekta nadużycia prawa dokonanego przez poprzednią ekipę rządzącą.

W tekście poruszono także kwestie prospołecznych zmian wprowadzanych przez Prawo i Sprawiedliwość, decentralizację władzy i wolność prasy. Wszystkie te elementy oceniono pozytywnie.
Podkreślono także bezpieczeństwo kraju, cechę szczególnie wyróżniającą Polskę na tle wielu innych państw europejskich zmagających się z falą imigrantów i terroryzmem.

Funkcjonującą w Polsce wolność słowa porównano z tym, co ostatnio działo się w Niemczech. Kraju, w którym po wydarzeniach w sylwestrowy wieczór doszło do blokowania ważnych dla bezpieczeństwa obywateli informacji. Zjawiska, które w Polsce jest nie do pomyślenia.

Również nasz zachodni sąsiad posłużył autorom artykułu do negatywnego zastawienia odnośnie przestrzegania praw kobiet w krajach Europy. U nas bezpiecznych, w Niemczech zaś, ze względu na niewydolność państwa, zagrożonych i namawianych do zachowań nielicujących z europejskimi praktykami / wartościami.

Na zakończenie autorzy piszą: Polska jest stabilnym, demokratycznym krajem Unii Europejskim, respektującym wartości europejskiej, ale też suwerennie kształtującym swój wewnętrzny porządek prawny, zgodnie z demokratycznie wyrażoną wolą narodu.
I dodają, że Polska będąc jednym z największych krajów zjednoczonej Europy wnosi znaczący wkład w rozwój i bezpieczeństwo kontynentu.

Artykuł – jak już zostało wspomniane – został zamieszczony na dwóch brukselskich portalach internetowych (politico.eu i euobserver.com). Oba zajmują się głównie sprawami politycznymi / ekonomicznymi.
Ze względu na materię tam poruszaną i sposób, w jaki jest ona przedstawiana (pogłębiony, analityczny), teksty tam publikowane trafiają do stosunkowo wąskiego, mocno wyselekcjonowanego grona odbiorców.

Wśród nich na pewno jest spora grupa osób, na których reprezentantom Prawa i Sprawiedliwości najbardziej zależało – polityków i eurodeputowanych z pozostałych krajów-członków Unii Europejskiej.
To do nich zapewne chcieli przede wszystkim dotrzeć ze swoim przekazem.
(Na blogu Janusza Wojciechowskiego, tuż pod polskim tłumaczeniem tytułu, znajduje się informacja, że jest to Oświadczenie delegacji Prawa i Sprawiedliwości w Parlamencie Europejskim dla mediów w Europie. Takiej informacji nie ma jednak w oryginalnej publikacji).

Odbiorcami są zatem specjaliści. Osoby, które bardziej niż przeciętny europejczyk interesują się tym, co dzieje się w krajach Unii, w tym także w Polsce.

Oznacza to, że do lektury tego tekstu zasiądą z określoną wiedzą i w znacznym stopniu wyrobionymi sądami odnośne przedstawionych w nim zdarzeń. Opiniami wypracowanymi być może nawet na podstawie lektury innych artykułów zamieszczonych na tych dwóch portalach. Tekstach, których wymowa odbiega od prostej wizji przedstawionej w materiale  prawicowych eurodeputowanych.

Pytanie zatem, czy w przypadku posiadania odmiennego spojrzenia na zdarzenia w Polsce będą oni skłonni zmodyfikować swoje oceny po lekturze oświadczenia?
Wątpliwe. Mają przecież pełną świadomość, że obcują z tekstem sponsorowanym, z założenia mniej wiarygodnym niż teksty odredakcyjne. Dlatego prawdopodobnie zachowają wobec zawartych w artykule informacji spory sceptycyzm / dystans.

Oczywiście istnieje szansa, że po jakimś czasie wystąpi korzystny dla zawartych w tekście tez efekt śpiocha. Zjawisko polegające na oderwaniu informacji od źródła jej pochodzenia. Fenomen istotny zwłaszcza w przypadku, gdy dane pochodzą z mało wiarygodnego źródła, takiego jak chociażby tekst sponsorowany. Zwiększa bowiem w ostatecznym rozrachunku siłę jego oddziaływania.
(Więcej na temat efektu śpiocha: D. Doliński, Psychologiczne mechanizmy reklamy, Gdańsk 2008, s. 125-128).

Aby jednak móc liczyć na wystąpienie tego efektu musi być spełniony pewien warunek. Mianowicie informacja o tym, że odbiorca ma do czynienia z tekstem opłaconym nie może dotrzeć do niego przed lekturą (nie może jej poprzedzać).
A tego warunku artykuł What is really happening in Poland? nie spełnia. Zanim bowiem ktokolwiek zacznie go czytać, musi najpierw dostrzec napis: SPONSORED / SPONSORED CONTENT

Oznacza to, że wysiłki europosłów Prawa i Sprawiedliwości, aby za pomocą tekstu sponsorowanego przekonać polityków europejskich do swojej wizji zdarzeń okażą się prawdopodobnie mało skuteczne.




czwartek, 14 stycznia 2016

Wizerunkowy kryzys kraju

Komisja Europejska postanowiła wdrożyć wobec Polski procedurę ochrony praworządności. Posuniecie to związane jest z tym, co od grudnia dzieje się wokół polskiego Trybunału Konstytucyjnego, instytucji w dużym stopniu pozbawionej przez rządzących możliwości wypełniania swoich zadań.

Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej, wypowiadając się na ten temat wyraźnie dał do zrozumienia, że celem implementacji procedury jest dialog z polskim rządem i wyjaśnienie problemów, nie stawianie zarzutów.
Inaczej mówiąc zasygnalizował, że Komisja Europejska chce na razie wyrobić sobie jedynie zdanie o sytuacji. Od tego „audytu” zależeć będą dopiero dalsze kroki.

Niezależnie od kolejnych posunięć komisji już sam fakt uruchomienia mechanizmu pod nazwą ochrona procedury praworządności powinno być wyraźnym sygnałem dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, że Polska znalazła się w poważnej sytuacji kryzysowej. Takiej, której konsekwencje dla wizerunku kraju, dotychczas stawianego jako przykład udanej transformacji, mogą być znaczące.

Zwłaszcza, że kwestia ta stała się jedną z ważniejszych w  programach informacyjnych mediów tak europejskich, jak i światowych. 
Nic dziwnego. W końcu, jakby nie patrzeć, Polska jest pierwszym krajem, wobec którego wprowadzona w 2014 roku procedura zostanie zastosowana.

Słuchając wypowiedzi przedstawicieli partii rządzącej oraz pani premier odnosi się jednak wrażenie, że nie bardzo rozumieją wagę zdarzenia. Zwłaszcza na poziomie ustalenia przyczyn całej sytuacji. Niepotrzebnie też próbują je bagatelizować.

Twierdzenie, że nic się nie dzieje, lub – jak mówił wczoraj rzecznik rządu – że to nawet nie jest żadna procedura /…/ to jest orientacyjna czynność Komisji Europejskiej (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/rzecznik-rzadu-to-jest-standardowa-procedura,610386.html), stanowi bezsensowną strategię radzenia sobie z problemem. Zwłaszcza, że nie daje szansy na jego rozwiązanie.

Podobnie oskarżanie o całą sytuację opozycję. Jest to wygodne, ale nieprawdziwe. Gdyby przecież nie doszło do zdemolowania Trybunału Konstytucyjnego, a później przejęcia mediów publicznych, wątpliwe, aby ktokolwiek z ważnych polityków Unii Europejskiej zajmował się zdarzeniami nad Wisłą.

Oczywiście nie twierdzę, że politycy Platformy Obywatelskiej nie mieli wpływu na zwiększone zainteresowanie europejskich urzędników zdarzeniami w Polsce. To byłoby sprzeczne z faktami.

Warto jednak pamiętać, że mieli oni do tego pełne prawo. Podobnie jak wcześniej, chociażby w sprawie wraku Tupolewa czy wyników wyborów samorządowych, miało do tego prawo rządzące obecnie Prawo i Sprawiedliwość.

Ostatecznie Unia Europejska to nie jakiś zewnętrzny byt, tylko struktura, której Polska jest pełnoprawnym członkiem. I warto o tym pamiętać, zanim zacznie się przywoływać Targowicę.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rezygnacje dziennikarzy

Po 25 latach Piotr Kraśko zrezygnował z pracy w Telewizji Polskiej. O swojej decyzji poinformował na Twitterze: 25 lat w TVP, 12 w "Wiadomościach", 11 wieczorów wyborczych, 2 konklawe, parę wojen, huraganów i trzęsień ziemi, tysiące wyjątkowych i zwyczajnych ludzkich historii, tragicznych i radosnych wydarzeń, setki cudownych spotkanych ludzi - szczęście pracy ze świetnym zespołem, 14 prezesów, piętnasty będzie ostatnim. Bardzo, bardzo dziękuję za te niezwykłe lata, wszystkiego dobrego i do zobaczenia :). (Źródło: https://twitter.com/pkrasko?ref_src=twsrc%5Etfw).

Chwilę wcześniej informację o rezygnacji dziennikarki TVP, Karoliny Lewickiej zamieścił portal wirtualnemedia.pl.  Choć powodów jej decyzji nie podano (zob. http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/karolina-lewicka-odchodzi-z-telewizji-polskiej#), łatwo się ich domyślić.

Dziennikarka nie należała do medialnych ulubieńców prawicowych polityków, zwłaszcza po słynnym wywiadzie z ministrem kultury Piotrem Glińskim.
Wywiadzie kuriozum, choć winę za ten fakt można zrzucić wyłącznie na zachowanie polityka. Osobę, która rozmowę w studio ewidentnie pomyliła z wystąpieniem na prywatnej konferencji prasowej. Na co zresztą dziennikarka słusznie zwróciła mu uwagę.

Piotr Kraśko najwyraźniej także nie przypadł do gustu nowej władzy. Ponoć za bardzo kojarzył się z Platformą Obywatelską (http://metrocafe.pl/metrocafe/1,145523,19304238,krasko-lis-tadla-gielda-nazwisk-kogo-z-tvp-zwolni-pis.html). Czy tak było w istocie trudno oczywiście powiedzieć.  

Ich rezygnacja oznacza, że Telewizja Polska traci dwóch świetnych dziennikarzy. Prawdopodobnie nie ostatnich zresztą. Niektórzy odejdą sami, rezygnując z firmowania swoim nazwiskiem mediów o charakterze politycznym. 
Inni zostaną zwolnieni. Wielu pewnie bez podania przyczyn. Po prostu nie przejdą pozytywnie weryfikacji przydatności, której kryteria będą tajne, lub uznaniowe. 

Działania takie umożliwi tzw. duża ustawa medialna. Akt prawny przekształcający media publiczne w narodowe, który w zapisach ma wygaszenie umów z obecnymi pracownikami z ewentualną możliwością ich przedłużenia. 

Na miejsce tych, którzy odejdą, i tych, którzy zostaną zwolnieni, przyjdą być może równie dobrze przygotowani dziennikarze. Obawiam się jednak, że to nie profesjonalizm i umiejętności przesądzać będą obecnie o angażu w nowej telewizji publicznej / narodowej.
Raczej gotowość do bezkrytycznego wspierania tzw. dobrej zmiany. Niezależnie od tego, czy zmiana ta rzeczywiście jest dobra. 

piątek, 8 stycznia 2016

Spodziewaj się niespodziewanego, czyli rządy PiS-u

Rządzący z woli suwerena Anno Domini 2015 przyzwyczajają nas powoli do tego, aby zawsze spodziewać się niespodziewanego.

I nie mówię tu o tak prozaicznych kwestiach, jak powrót Zbigniewa Ziobry na stanowisko ministra sprawiedliwości, czy mianowaniu Antoniego Macierewicza na szefa Ministerstwa Obrony Narodowej. Tego w końcu wielu się spodziewało.

Nie mówię także o zapowiedzi powołania kolejnej komisji do spraw zbadania przyczyn katastrofy w Smoleńsku. To w końcu oczywista oczywistość.

Mówię raczej o takich kwestiach jak prokurator z epoki PRL-u, który w imieniu partii gardzącej komuną i postkomuną demoluje Trybunał Konstytucyjny. 
Choć w sumie tego też można było się spodziewać. Nawrócony prokurator to przecież dobry prokurator. Zwłaszcza, gdy już sprawdzony w pracach Parlamentarnego Zespołu ds. Zbadania Przyczyny Katastrofy Smoleńskiej.

Mam jednak wrażenie, że niewiele osób spodziewało się, że prezesem TVP zostanie  Jacek Kurski. Szczególnie w kontekście zapowiedzi o konieczności naprawy tego medium i jego swoistej odnowy.

A jednak tak się stało. Oznacza to, że w najbliższych miesiącach, a może i latach za obiektywność, rzetelność i bezstronność mediów najpierw publicznych, a później pewnie narodowych odpowiadać będzie osoba, bez której opisu działań żaden tekst dotyczący nieetycznych zjawisk w obszarze polityki w Polsce nie może być uznany za kompletny. Nawet tekst o charakterze podstawowym. Moim zdaniem jest to jednak niesamowite.

Dziwi tylko, dlaczego słynący ze swoich dżentelmeńskich i bezpiecznych zachowań na drodze poseł nie został wybrany szefem drogówki? W tym obszarze także miałby wiele do zaoferowania państwu i obywatelom. Być może nawet więcej niż w obszarze mediów / dziennikarstwa. Chociażby w aspekcie usprawniania przepływu pojazdów, czy oszczędzania paliwa dzięki promowaniu techniki jazdy na ogonie. Najlepiej za konwojem policyjnym.

Mniej zaś zaskakuje fakt, że Prawo i Sprawiedliwość nie jest liderem rankingów społecznego poparcia: http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/sondaz-ibris-dla-onetu-niespodziewany-lider-pis-na-drugim-miejscu/x3js96. Choć pewnie stało się to szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.

czwartek, 7 stycznia 2016

Polityczność / ideologiczność mediów

Kilka dni temu posłanka Prawa i Sprawiedliwości Krystyna Pawłowicz napisała tekst dotyczący mediów publicznych w Polsce. Tekst symptomatyczny, gdyż w pewien sposób ukazujący, jak pewna cześć klasy politycznej postrzega i rozumie rolę i funkcję mediów publicznych w Polsce (piszę część klasy politycznej bo wątpię, aby pani posłanka była w takim myśleniu odosobniona).

Ze względu na to, że tekst był już wielokrotnie przywoływany, omawiany i interpretowany odniosę się tylko do jednego jego fragmentu. Z perspektywy dalszych rozważań pani posłanki uzasadniających podporządkowanie mediów publicznych politykom jest on najistotniejszy. Pokazuje bowiem zupełnie niezrozumienie materii, którą polityczka stara się przybliżyć.

Mianowicie pisze ona:
Wszystkie media, “publiczne” i prywatne są polityczne. Za wszystkimi stoi właściciel, dysponent o jakichś politycznych przekonaniach i światopoglądzie, który tak dobiera pracowników i układa program, by swe poglądy przedstawić i narzucić widzom i słuchaczom. To logiczne i oczywiste. (Źródło: http://www.radiomaryja.pl/informacje/prof-k-pawlowicz-apolitycznosc-mediow-publicznych-to-szkodliwy-mit/, 5.01.2016)

Można zgodzić się z tym, że media znajdują się w rękach osób mających określone polityczne przekonania i określony światopogląd. Ostatecznie każdy przecież je w jakimś stopniu posiada.

Można też przyjąć, że wielu właścicieli mediów dobiera sobie pracowników, którzy ich światopogląd podzielają. Jest to proces naturalny, zrozumiały. Każdy z nas woli otaczać się ludźmi, z którymi przynajmniej w pewnym zakresie dzieli wspólnotę poglądów.

Część z właścicieli zatrudnia zapewne ludzi o tożsamych lub podobnych poglądach politycznych. W przypadku wielu mediów zgodność w tym obszarze nie jest jednak najistotniejszym elementem w procesie rekrutacji czy współpracy. Znacznie bardziej liczą się kompetencje, wiedza, umiejętności. Zwłaszcza, że wiele mediów polityką zwyczajnie się nie zajmuje.

Można też zgodzić się z tym, że właściciel mediów i zatrudnieni przez niego pracownicy dają wyraz swoim poglądom w tekstach i wypowiedziach.
O ile jednak właściciel może robić to w zasadzie dowolnie, podlegając jedynie pod zewnętrzne normy prawne, czy etyczne, o tyle jego pracownicy są w pewnym stopniu zobligowani do przestrzegania reguł, które on ustala. Brak podporządkowania tym normom może rodzić różne reperkusje, z utratą pracy włącznie.

Istnieje też spora grupa dziennikarzy i właścicieli mediów, którzy starają się unikać okazywania swoich poglądów politycznych. Z różnych zresztą powodów, często pragmatycznych. Jawne deklarowanie się po którejś ze stron może zostać przecież źle odebrane przez odbiorców i mieć negatywne skutki dla finansowego funkcjonowania medium.

Można też przyjąć, że niektórzy właściciele mediów i dziennikarze publikują po to, aby swoje poglądy polityczne lub swój światopogląd narzucić odbiorcom (widzom, słuchaczom). Wielu z nich tego jednak nie czyni, starając się pisać / wypowiadać neutralnie.

Można też zgodzić się z tym, że procesowi narzucania poglądu innym (procesowi perswazji lub manipulacji), może sprzyjać określony układ danego medium. Taki, który pozwoli o pewnych rzeczach na przykład nie mówić lub mówić w określonych ramach / kontekście.

Nie sposób jednak zgodzić się z tym, że wszystkie media, tak publiczne jak i prywatne, są polityczne. To nieprawda. Chyba, że przyjmie się takie spojrzenie na rzeczywistość, iż wszystko jest polityczne. Ale to także bzdura.

Istnieją media polityczne. Jest ich nawet całkiem sporo, zwłaszcza w krajach, które trudno nazwać demokratycznymi.
Większość z mediów jednak takiego charakteru nie ma. Nie realizują bowiem określonej linii politycznej, pozostając niezależnymi od takiej czy innej władzy.

Wszystkie media mają za to wymiar ideologiczny. I to właśnie najczęściej ideologia a nie polityka określa, co w nich się znajdzie i co zostanie przekazane odbiorcom.

Mylenie ideologiczności mediów z ich politycznością może mieć fatalne konsekwencje. Zwłaszcza, gdy służy uzasadnieniu przerobieniu mediów publicznych na media polityczne. 



środa, 6 stycznia 2016

Demolowanie demokracji. Czy można było to przewidzieć?

Kilka pierwszych tygodni rządów Prawa i Sprawiedliwości upłynęły pod znakiem demolowania demokracji. Zwolennicy i przedstawiciele tej partii mówią oczywiście o jej naprawianiu (patrz: http://300polityka.pl/news/2016/01/06/gowin-odpowiada-na-list-studentow-o-tk-i-pisze-musimy-przywrocic-rzetelna-ochrone-ladu-konstytucyjnego-i-przyznaje-popelniamy-bledy/), ale pozwolę sobie mieć na ten temat odmienne zdanie.

Na pierwszy ogień poszedł Trybunał Konstytucyjny, po ostatniej nowelizacji praktycznie nie mogący wypełniać swojej funkcji. Uzasadnieniem dla tego posunięcia było to, co kilka miesięcy wcześniej zrobiła Platforma Obywatelska, czyli powołanie na mocy nowej ustawy pięciu sędziów w miejsce tych, których mandaty wygasały w 2015 roku.

Argument ten nie może jednak stanowić usprawiedliwienia dla działań Prawa i Sprawiedliwości. Partia Jarosława Kaczyńskiego mogła przecież ustawę konkurenta zaskarżyć. Nie robiąc tego (a raczej robiąc tylko częściowo, gdyż skargę ostatecznie wycofała), i wprowadzając swoją nowelizację udowodniła, że chce TK zawłaszczyć lub przynajmniej sparaliżować.

Potwierdza to także fakt nierespektowania przez tą partię wyroku TK w sprawie częściowej niekonstytucyjności ustawy przegłosowanej przez Platformę Obywatelską. A przecież uwzględnienie tego orzeczenia mogło spokojnie zakończyć cały spór. Teraz takiej szansy już nie ma.

Podobnie nie da się obronić twierdzenia, że Trybunał Konstytucyjny funkcjonujący w ramach starej ustawy byłby blokadą dla tych działań Prawa i Sprawiedliwości, które mają na celu poprawienie finansowej kondycji Polaków (program 500+), czy tych nakładających obciążenia na banki i sklepy wielkopowierzchniowe.

Pomijając to, że Trybunał Konstytucyjny jest od stwierdzania zgodności prawa z Konstytucją RP, a nie wspierania posunięć takiego czy innego rządu, o tym czy rzeczywiście zablokowałby takie ustawy moglibyśmy dowiedzieć się dopiero po ogłoszeniu wyroku (o ile oczywiście ktokolwiek chciałby takie zmiany zaskarżyć). Teraz to zatem tylko wygodna dla rządzących teoria, nic więcej. 

Kolejną ofiarą nowej ekipy rządzącej stała się służba cywilna. Likwidacja zapisów o konkursach na wyższe stanowiska w służbie cywilnej na rzecz powołań redukuje praktycznie do zera szanse zatrudnienie w korpusie osób spoza nowego układu władzy.

Oczywiście można stwierdzić, że i przy starej ustawie ich szanse na etaty kierownicze były wyłącznie iluzoryczne. Wystarczyło jednak zadbać o lepsze przestrzeganie zasad konkursów, zamiast niszczyć wartościową, rynkową procedurę.
Tylko że wówczas wiele intratnych etatów byłoby wolnych dopiero za kilka, kilkanaście miesięcy. A po tak ciężkich kampaniach wyborczych jest przecież tyle osób w kolejce po nagrodę...

Trzecią ofiarą stały się media publiczne. Media, które w wielu obszarach wymagały naprawy, przede wszystkim w sferze realizacji misji i w aspekcie uwolnienia od politycznych wpływów, staną się po wejściu w życie małej ustawy medialnej mediami partyjno-rządowymi.

I nie sądzę aby planowana na wiosnę ustawa powołująca do życia media narodowe cokolwiek w tym aspekcie zmieniła. Wskazuje na to sposób postrzegania funkcji mediów państwowych przez najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Funkcji stricte propagandowej.

Pytanie na koniec – czy można było to wszystko przewidzieć? W znacznej mierze tak. Wystarczyło mieć w pamięci to co się działo w Polsce w latach 2005-2007. Ludzie w końcu aż tak bardzo się nie zmieniają. Zwłaszcza ludzie w pewnym, nieco starszym już wieku.

Zresztą także sama kampania wyborcza do parlamentu i wcześniejsza prezydencka dostarczały szeregu powodów do przypuszczeń, jak może wyglądać Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Ważniejsze w nich było bowiem nie to, co Prawo i Sprawiedliwość prezentowało, ale to co ukrywało. Czy może bardziej to: kogo ukrywało.

Jeżeli przecież partia na tyle miesięcy usuwa w cień swoich frontmentów, to mówiąc językiem księdza Natanka wiedz, że coś się dzieje. I na wszelki wypadek zachowaj szczególną ostrożność.

Zwłaszcza, że w demokracji kolejną szansę na zmianę będziesz miał dopiero za cztery lata. 
O ile w ogóle ją otrzymasz.