Komisja Europejska postanowiła wdrożyć wobec Polski procedurę ochrony praworządności.
Posuniecie to związane jest z tym, co od grudnia dzieje się wokół polskiego Trybunału
Konstytucyjnego, instytucji w dużym stopniu pozbawionej przez rządzących
możliwości wypełniania swoich zadań.
Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej, wypowiadając
się na ten temat wyraźnie dał do zrozumienia, że celem implementacji procedury jest
dialog z polskim rządem i wyjaśnienie problemów, nie stawianie zarzutów.
Inaczej mówiąc zasygnalizował, że Komisja Europejska chce na
razie wyrobić sobie jedynie zdanie o sytuacji. Od tego „audytu” zależeć będą dopiero
dalsze kroki.
Niezależnie od kolejnych posunięć komisji już sam fakt
uruchomienia mechanizmu pod nazwą ochrona
procedury praworządności powinno być wyraźnym sygnałem dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, że Polska
znalazła się w poważnej sytuacji kryzysowej. Takiej, której konsekwencje dla
wizerunku kraju, dotychczas stawianego jako przykład udanej transformacji, mogą
być znaczące.
Zwłaszcza, że kwestia ta stała się jedną z ważniejszych w programach informacyjnych mediów tak
europejskich, jak i światowych.
Nic dziwnego. W końcu, jakby nie patrzeć, Polska jest pierwszym
krajem, wobec którego wprowadzona w 2014 roku procedura zostanie zastosowana.
Słuchając wypowiedzi
przedstawicieli partii rządzącej oraz pani premier odnosi się jednak wrażenie,
że nie bardzo rozumieją wagę zdarzenia. Zwłaszcza na poziomie ustalenia
przyczyn całej sytuacji. Niepotrzebnie też próbują je bagatelizować.
Twierdzenie, że nic się nie dzieje,
lub – jak mówił wczoraj rzecznik rządu – że
to nawet nie jest żadna procedura /…/ to jest orientacyjna czynność Komisji
Europejskiej (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/rzecznik-rzadu-to-jest-standardowa-procedura,610386.html),
stanowi bezsensowną strategię radzenia sobie z problemem. Zwłaszcza, że nie
daje szansy na jego rozwiązanie.
Podobnie oskarżanie o całą sytuację
opozycję. Jest to wygodne, ale nieprawdziwe. Gdyby przecież nie doszło do
zdemolowania Trybunału Konstytucyjnego, a później przejęcia mediów publicznych,
wątpliwe, aby ktokolwiek z ważnych polityków Unii Europejskiej zajmował się
zdarzeniami nad Wisłą.
Oczywiście nie twierdzę, że
politycy Platformy Obywatelskiej nie
mieli wpływu na zwiększone zainteresowanie europejskich urzędników zdarzeniami
w Polsce. To byłoby sprzeczne z faktami.
Warto jednak pamiętać, że mieli oni
do tego pełne prawo. Podobnie jak wcześniej, chociażby w sprawie wraku Tupolewa czy wyników wyborów samorządowych, miało do tego prawo rządzące
obecnie Prawo i Sprawiedliwość.
Ostatecznie Unia Europejska to nie
jakiś zewnętrzny byt, tylko struktura, której Polska jest pełnoprawnym
członkiem. I warto o tym pamiętać, zanim zacznie się przywoływać Targowicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.