czwartek, 14 stycznia 2016

Wizerunkowy kryzys kraju

Komisja Europejska postanowiła wdrożyć wobec Polski procedurę ochrony praworządności. Posuniecie to związane jest z tym, co od grudnia dzieje się wokół polskiego Trybunału Konstytucyjnego, instytucji w dużym stopniu pozbawionej przez rządzących możliwości wypełniania swoich zadań.

Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej, wypowiadając się na ten temat wyraźnie dał do zrozumienia, że celem implementacji procedury jest dialog z polskim rządem i wyjaśnienie problemów, nie stawianie zarzutów.
Inaczej mówiąc zasygnalizował, że Komisja Europejska chce na razie wyrobić sobie jedynie zdanie o sytuacji. Od tego „audytu” zależeć będą dopiero dalsze kroki.

Niezależnie od kolejnych posunięć komisji już sam fakt uruchomienia mechanizmu pod nazwą ochrona procedury praworządności powinno być wyraźnym sygnałem dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, że Polska znalazła się w poważnej sytuacji kryzysowej. Takiej, której konsekwencje dla wizerunku kraju, dotychczas stawianego jako przykład udanej transformacji, mogą być znaczące.

Zwłaszcza, że kwestia ta stała się jedną z ważniejszych w  programach informacyjnych mediów tak europejskich, jak i światowych. 
Nic dziwnego. W końcu, jakby nie patrzeć, Polska jest pierwszym krajem, wobec którego wprowadzona w 2014 roku procedura zostanie zastosowana.

Słuchając wypowiedzi przedstawicieli partii rządzącej oraz pani premier odnosi się jednak wrażenie, że nie bardzo rozumieją wagę zdarzenia. Zwłaszcza na poziomie ustalenia przyczyn całej sytuacji. Niepotrzebnie też próbują je bagatelizować.

Twierdzenie, że nic się nie dzieje, lub – jak mówił wczoraj rzecznik rządu – że to nawet nie jest żadna procedura /…/ to jest orientacyjna czynność Komisji Europejskiej (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/rzecznik-rzadu-to-jest-standardowa-procedura,610386.html), stanowi bezsensowną strategię radzenia sobie z problemem. Zwłaszcza, że nie daje szansy na jego rozwiązanie.

Podobnie oskarżanie o całą sytuację opozycję. Jest to wygodne, ale nieprawdziwe. Gdyby przecież nie doszło do zdemolowania Trybunału Konstytucyjnego, a później przejęcia mediów publicznych, wątpliwe, aby ktokolwiek z ważnych polityków Unii Europejskiej zajmował się zdarzeniami nad Wisłą.

Oczywiście nie twierdzę, że politycy Platformy Obywatelskiej nie mieli wpływu na zwiększone zainteresowanie europejskich urzędników zdarzeniami w Polsce. To byłoby sprzeczne z faktami.

Warto jednak pamiętać, że mieli oni do tego pełne prawo. Podobnie jak wcześniej, chociażby w sprawie wraku Tupolewa czy wyników wyborów samorządowych, miało do tego prawo rządzące obecnie Prawo i Sprawiedliwość.

Ostatecznie Unia Europejska to nie jakiś zewnętrzny byt, tylko struktura, której Polska jest pełnoprawnym członkiem. I warto o tym pamiętać, zanim zacznie się przywoływać Targowicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.