środa, 6 stycznia 2016

Demolowanie demokracji. Czy można było to przewidzieć?

Kilka pierwszych tygodni rządów Prawa i Sprawiedliwości upłynęły pod znakiem demolowania demokracji. Zwolennicy i przedstawiciele tej partii mówią oczywiście o jej naprawianiu (patrz: http://300polityka.pl/news/2016/01/06/gowin-odpowiada-na-list-studentow-o-tk-i-pisze-musimy-przywrocic-rzetelna-ochrone-ladu-konstytucyjnego-i-przyznaje-popelniamy-bledy/), ale pozwolę sobie mieć na ten temat odmienne zdanie.

Na pierwszy ogień poszedł Trybunał Konstytucyjny, po ostatniej nowelizacji praktycznie nie mogący wypełniać swojej funkcji. Uzasadnieniem dla tego posunięcia było to, co kilka miesięcy wcześniej zrobiła Platforma Obywatelska, czyli powołanie na mocy nowej ustawy pięciu sędziów w miejsce tych, których mandaty wygasały w 2015 roku.

Argument ten nie może jednak stanowić usprawiedliwienia dla działań Prawa i Sprawiedliwości. Partia Jarosława Kaczyńskiego mogła przecież ustawę konkurenta zaskarżyć. Nie robiąc tego (a raczej robiąc tylko częściowo, gdyż skargę ostatecznie wycofała), i wprowadzając swoją nowelizację udowodniła, że chce TK zawłaszczyć lub przynajmniej sparaliżować.

Potwierdza to także fakt nierespektowania przez tą partię wyroku TK w sprawie częściowej niekonstytucyjności ustawy przegłosowanej przez Platformę Obywatelską. A przecież uwzględnienie tego orzeczenia mogło spokojnie zakończyć cały spór. Teraz takiej szansy już nie ma.

Podobnie nie da się obronić twierdzenia, że Trybunał Konstytucyjny funkcjonujący w ramach starej ustawy byłby blokadą dla tych działań Prawa i Sprawiedliwości, które mają na celu poprawienie finansowej kondycji Polaków (program 500+), czy tych nakładających obciążenia na banki i sklepy wielkopowierzchniowe.

Pomijając to, że Trybunał Konstytucyjny jest od stwierdzania zgodności prawa z Konstytucją RP, a nie wspierania posunięć takiego czy innego rządu, o tym czy rzeczywiście zablokowałby takie ustawy moglibyśmy dowiedzieć się dopiero po ogłoszeniu wyroku (o ile oczywiście ktokolwiek chciałby takie zmiany zaskarżyć). Teraz to zatem tylko wygodna dla rządzących teoria, nic więcej. 

Kolejną ofiarą nowej ekipy rządzącej stała się służba cywilna. Likwidacja zapisów o konkursach na wyższe stanowiska w służbie cywilnej na rzecz powołań redukuje praktycznie do zera szanse zatrudnienie w korpusie osób spoza nowego układu władzy.

Oczywiście można stwierdzić, że i przy starej ustawie ich szanse na etaty kierownicze były wyłącznie iluzoryczne. Wystarczyło jednak zadbać o lepsze przestrzeganie zasad konkursów, zamiast niszczyć wartościową, rynkową procedurę.
Tylko że wówczas wiele intratnych etatów byłoby wolnych dopiero za kilka, kilkanaście miesięcy. A po tak ciężkich kampaniach wyborczych jest przecież tyle osób w kolejce po nagrodę...

Trzecią ofiarą stały się media publiczne. Media, które w wielu obszarach wymagały naprawy, przede wszystkim w sferze realizacji misji i w aspekcie uwolnienia od politycznych wpływów, staną się po wejściu w życie małej ustawy medialnej mediami partyjno-rządowymi.

I nie sądzę aby planowana na wiosnę ustawa powołująca do życia media narodowe cokolwiek w tym aspekcie zmieniła. Wskazuje na to sposób postrzegania funkcji mediów państwowych przez najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Funkcji stricte propagandowej.

Pytanie na koniec – czy można było to wszystko przewidzieć? W znacznej mierze tak. Wystarczyło mieć w pamięci to co się działo w Polsce w latach 2005-2007. Ludzie w końcu aż tak bardzo się nie zmieniają. Zwłaszcza ludzie w pewnym, nieco starszym już wieku.

Zresztą także sama kampania wyborcza do parlamentu i wcześniejsza prezydencka dostarczały szeregu powodów do przypuszczeń, jak może wyglądać Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Ważniejsze w nich było bowiem nie to, co Prawo i Sprawiedliwość prezentowało, ale to co ukrywało. Czy może bardziej to: kogo ukrywało.

Jeżeli przecież partia na tyle miesięcy usuwa w cień swoich frontmentów, to mówiąc językiem księdza Natanka wiedz, że coś się dzieje. I na wszelki wypadek zachowaj szczególną ostrożność.

Zwłaszcza, że w demokracji kolejną szansę na zmianę będziesz miał dopiero za cztery lata. 
O ile w ogóle ją otrzymasz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.