niedziela, 31 lipca 2016

Jeszcze jedna refleksja o 500+

Po wklejeniu wpisu o 500+ naszła mnie jeszcze jedna refleksja. Mianowicie, czy przypadkiem decydenci wykluczając z udziału w programie dużą część rodziców, tych, którzy posiadają tylko jedno dziecko, nie popełnili największego z możliwych błędów. Takiego, który radykalnie zmniejsza demograficzną efektywność programu.

W końcu to właśnie sytuację materialną tych rodzin najłatwiej jest podbudować (a sytuacja materialna jest najczęściej wymieniana jako czynnik uwzględniany przy decyzji o posiadaniu większej liczby dzieci: http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/625151,co-skloniloby-polakow-do-posiadania-wiekszej-liczby-dzieci.html).
Pieniądze rozkładają się w nich przecież na mniejszą ilość osób, niż w liczniejszych rodzinach. Sprawia to, że nawet niezbyt duża kwota może być przez jej członków odczuwana jako znacząca, i, jako taka, zadziałać „prodemograficznie”.

Dodatkowo wielu rodziców jedynaków / jedynaczek wyznaje, że myśli o braciszku / siostrzyce dla swojego dziecka. Chociażby dlatego, że boją się, żeby nie wyrósł im skupiony na sobie egoista/ka, niepotrafiący/ca niczym się dzielić.
Nierzadko zresztą o kolejne dziecko nagabywani są oni także przez swoje nieco już starsze pociechy, widzące w rodzeństwie szanse na zmniejszenie okresów nudy / kompana do zabawy.


Być może zatem na tego typu rodziny bodziec finansowy w postaci 500+ zadziałałby wyjątkowo mocno. Silniej niż na rodziców z dwójką, czy trójką dzieci, którzy w obszarze rodzicielstwa czują się w pełni zrealizowani. I których nawet wielokrotnie większe wsparcie nie nakłoniłoby do ponownego cofnięcia się do „epoki” pieluch. 

piątek, 29 lipca 2016

500 + a demografia

Prognozy demograficzne nie są dla Polski korzystne. Według GUS’u liczba ludności naszego kraju będzie w kolejnych latach systematycznie spadać, by w roku 2050 osiągnąć niecałe 34 miliony (dokładnie: 33950,56). Jest to mniej o prawie 4.5 miliona niż obecnie. (Zob. http://demografia.stat.gov.pl/bazademografia/Prognoza.aspx).

Jedną z form walki z tym negatywnym procesem jest zdaniem wielu polityków partii rządzącej program 500+. Bartosz Marczuk, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, powiedział w radiowej Jedynce, że 500+ to program prodemograficzny, a nie społeczny. (http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/1577770,Bartosz-Marczuk-polityka-rodzinna-to-nie-polityka-socjalna). Inaczej mówiąc, jest to program, który z założenia przyczynić ma się do zwiększenia dzietności Polaków, a tym samym do zapobieżenia katastrofie demograficznej.

Wątpliwości co do tego ma wielu specjalistów. Według dr. Piotra Szukalskiego, socjologa z Uniwersytetu Łódzkiego i autora raportu „Depopulacja dużych miast w Polsce”, program ten może w pewnym stopniu wpłynąć na wskaźnik urodzin, ale nie w takim stopniu, który zahamuje proces wyludniania. Może go jedynie spowolnić. (Zob. http://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/demografia-i-migracje-w-polsce-czy-500-pomoze,77366.html). 

Podobnie widzi to prof. Irena Kotowska, demografka z SGH. Jej zdaniem za sprawą programu wprowadzonego przez Prawo i Sprawiedliwość absolutnie nie czeka nas żaden „baby boom”. I choć przewiduje ona możliwość wzrostu liczby urodzin w najbliższych 2-3 latach, to nie widzi szans na odwrócenie demograficznego trendu. Przeszkodą w tym będzie spadek liczby kobiet w wieku rozrodczym. (Zob. http://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/500-zl-na-dziecko-baby-boom-nie-bedzie-dzietnosc-zwiekszy-sie-nieznacznie,77790.html).

Pytanie zatem, czy rzeczywiście 500+ jest skuteczną receptą na demograficzne bolączki? Według mnie nie. I nie dlatego, że program ten jest zbyt ubogi. Z wyliczeń wynika przecież, że obecnie, po wprowadzeniu programu, Polska zbliżyła się do średniej europejskiej, jeżeli chodzi o środki przeznaczane na politykę prorodzinną. (Zob. http://metrocafe.pl/metrocafe/1,145523,19616938,czy-program-500-zwiekszy-dzietnosc-polakow.html). 

Przeszkodę widzę w zupełnie innym czynniku niż finansowy. Jest nim biologia. I nie chodzi mi tylko o wiek Polek, choć jest on tu rzeczywiście znacznym utrudnieniem. Raczej o pewne ewolucyjne uwarunkowania.

Jeżeli przyjmiemy, że z perspektywy biologicznej celem naszego życia jest zapewnienie przetrwania naszych genów, czyli spłodzenie zdrowego, płodnego potomstwa, które będzie miało w przyszłości szanse na odniesienie sukcesu reprodukcyjnego, to możemy przyjąć dwie strategie. Obie dostosowane do warunków zewnętrznych.

Pierwszą z nich jest strategia oparta na ilości potomstwa. W trudnych, niesprzyjających warunkach ludzie płodzą stosunkowo dużo dzieci, aby mieć pewność, że przynajmniej części z nich powiedzie się na tyle, aby mieć własne dzieci.
Od tej strategii większość mieszkańców krajów rozwiniętych dawno już jednak odeszła. Wraz z rozwojem medycyny wpływającym na redukcję umieralności noworodków, pojawieniem się szczepionek, a także wsparciem ze strony państwa takie rozwiązanie stało się zwyczajnie afunkcjonalne. I, co istotne, zbyt obciążające. Przede wszystkim dla organizmu kobiet. Dlatego można było strategie tą porzucić. Umożliwiła to przede wszystkim skuteczna antykoncepcja.

Druga strategia – nazwijmy ją strategią jakościową – oznacza spłodzenie tylko takiej ilości dzieci, które można z sukcesem poprowadzić przez proces wchodzenia w dorosłość. Proces coraz dłuższy i coraz bardziej kosztowny, zarazem odbywający się w rzeczywistości stosunkowo bezpiecznej.
Takiej, w której noworodki i dzieci nie dziesiątkują choroby, a młodzi mężczyźni nie są narażeni na śmierć podczas wojny. W warunkach, które nie uzasadniają konieczności zbyt mocnego eksploatowania ciała kobiety kolejnymi ciążami, aby jednostki tworzące pary miały pewność, że ich geny przetrwają. 

To co napisałem nie oznacza oczywiście, że nie będzie kobiet, które pod wpływem programu 500+ nie zdecydują się na dziecko lub kolejne dziecko (choć pewnie część z nich obawia się, że sam program nie będzie funkcjonował zbyt długo). 
Liczniejszą grupą będą tworzyć jednak te, które uzyskane z programu środki wykorzystają na zwiększenie szans i dobrostanu już posiadanego potomstwa. To zaś sprawi, że 500+ będzie musiał być jednak oceniany w kategorii rozwiązań socjalnych, a nie demograficznych. Inaczej niż chce to postrzegać ministerstwo. 

czwartek, 28 lipca 2016

Wolność sumienia drukarza

Właśnie przeczytałem Oświadczenie Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro w sprawie wyroku Sądu Rejonowego dla Łodzi Widzewa wobec pracownika drukarni (http://ms.gov.pl/pl/informacje/news,8476,oswiadczenie-ministra-sprawiedliwosci-prokuratora.html). 

Oświadczenie dotyczy sprawy drukarza, który został ukarany karą grzywny za odmowę wykonania usługi zleconej przez Fundację LGBT Business Forum. W swoim mailu napisał on: Odmawiam wykonania roll up’u z otrzymanej grafiki. Nie przyczyniamy się do promocji ruchów LGBT naszą pracą. (http://www.dzienniklodzki.pl/wiadomosci/lodz/a/odmowil-wykonania-uslugi-zleconej-przez-fundacje-lgbt-business-forum-drukarz-zaplaci-grzywne,10445088/).
Stanowiło to podstawę do złożenia w prokuraturze zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia wykroczenia. Sąd wyrokiem potwierdził przypuszczenie fundacji.

W opinii Zbigniewa Ziobro sądy są zobowiązane strzec konstytucyjnej wolności sumienia, a nie ją łamać. Mają stać na straży praw i wolności obywateli, w tym także wolności działalności gospodarczej, a nie narzucać im przymus. Żadne ideologiczne racje nie uzasadniają naruszania tych fundamentalnych zasad.

W związku z tym, że jego zdaniem wyrok sądu w sprawie drukarza narusza te wolności, on sam zdecydował o bezpośredniej interwencji prokuratury w omawianej sprawie. Celem podjętego działania jest – jak czytamy w oświadczeniu – obiektywne rozpatrzenie złożonego wniosku o ukaranie, mając na względzie zasady wolności sumienia i zdrowego rozsądku.

Pytanie tylko, czy minister sprawiedliwości wysyłając tak mocny sygnał nie wpływa przypadkiem na proces obiektywnego rozpatrzenia sprawy? Przecież teraz sąd nie tylko będzie oceniał zdarzenie, ale także zastanawiał się, czy przypadkiem swoim rozstrzygnięciem nie narazi się przełożonemu, który sprawę widzi w określony sposób. Taki, który nie uwzględnia w ocenie zdarzenia jego dyskryminacyjnego podtekstu, tylko naruszoną wolność drukarza w obszarze sumienia i zasad działalności gospodarczej.

Pozostaje mieć nadzieję, że sądowi uda się zachować niezawisłość (niezależnie jaka będzie treść wyroku). Samemu zaś ministrowi życzyć podobnej determinacji w innych sprawach, w których dochodzi do rzekomego lub realnego łamania sumienia Polaków. Także tych dotyczących osób, z którymi przekonaniami on sam się zapewne nie zgadza.


PS Obecnie wyrok nakazowy utracił moc, a sprawa została przekazana do rozpatrzenia na nowo, na zasadach ogólnych. (http://www.ordoiuris.pl/wyrok-w-sprawie-drukarza-utracil-moc-wskutek-interwencji-ordo-iuris,3834,i.html).

czwartek, 21 lipca 2016

Pensja dla pierwszej damy – tak. Dożywotnia pensja – absolutnie nie

W ostatnich dniach posłowie Prawa i Sprawiedliwości przedstawili dwa projekty zmian w zarobkach najważniejszych osób w państwie. Zmiany miały objąć uposażenia między innymi Prezydenta PR, premiera, ministrów, posłów i senatorów.
Ze względu na brak przychylności mediów i społeczeństwa wobec planowanych podwyżek oba projekty wycofano.  

Interesując kwestią jest to, że obie inicjatywy poselskie przewidywały również wprowadzenie wynagrodzenia dla małżonki głowy państwa. Miałoby ono wynosić 55 proc. uposażenia Prezydenta. W projekcie zapisano także, że zarówno byłemu prezydentowi, jak i jego małżonce, przysługuje dożywotnio miesięczne uposażenie w wysokości odpowiadającej 75 proc. kwoty wynagrodzenia pobieranego w czasie sprawowania urzędu. (http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/pensje-rzad-podwyzka-projekt-pis,113,0,2126705.html, 21.07.2016). 
Obecnie prezydentowa żadnego uposażenia nie otrzymuje, a jej wydatki i wszelkie świadczenia, chociażby te na ZUS, opłaca Prezydent.

O ile jestem przeciwny podnoszeniu obecnie płac osobom rządzących krajem, w tym także Prezydentowi, o tyle w odróżnieniu od dużej części społeczeństwa uważam, że pierwszej damie należy płacić. Ostatecznie wykonuje pewne, mniej lub bardziej sprecyzowane obowiązki na rzecz kraju. Często takie, które wiążą się ze znacznym wysiłkiem i stresem. Warto zatem to nie tylko docenić, ale i wynagrodzić.

Oczywiście wynagrodzenie powinno przysługiwać pierwszej damie wyłącznie na czas sprawowania przez jej małżonka funkcji Prezydenta RP. Dożywotnią pensję dla mądrych, zaradnych kobiet uważam zwyczajnie za rzecz zbędną, wręcz niemoralną. Ostatecznie przecież nie mamy do czynienia z osobami, które przy pewnym wysiłku nie będą potrafiły odnaleźć się na rynku pracy.

W płaceniu prezydentowej widzę jeszcze jedną korzyść. Mianowicie dzięki posiadaniu własnych pieniędzy będzie ona mogła być zwyczajnie bardziej samodzielna. Będzie mogła podejmować bardziej autonomiczne decyzje i nie martwić się, że za chwilę, w związku z chociażby odmiennym zdaniem na jakiś temat, padnie ofiarą klasycznej przemocy ekonomicznej ze strony małżonka. 
Rzecz, o której się nie mówi, a która przecież może się zdarzyć. Ostatecznie, jak pokazują badania, ten rodzaj przemocy wobec partnera występuje w każdej grupie społecznej (podobnie jak i inne formy przemocy). Dlaczego zatem i w tej miałoby być inaczej?

poniedziałek, 11 lipca 2016

12 złotych

Sejm uchwalił ustawę o minimalnej stawce godzinowej za pracę na umowę-zlecenie i w ramach samozatrudnienia. Zgodnie z nią wynagrodzenie wyniesie 12 zł za godzinę, a po waloryzacji w 2017 r. - ok. 13 zł. Za przyjęciem ustawy głosowało 380 posłów, 47 było przeciwko, a 14 wstrzymało się od głosu. (Źródło: http://www.rp.pl/Place/307079952-Minimalna-stawka-godzinowa-za-prace---sejm-uchwalil-ustawe.html#ap-2).

Nie jestem ekonomistą. Nie potrafię określić, jaki wpływ na Polską gospodarkę i działające w kraju podmioty będzie miał ten ruch, jeżeli oczywiście senat ustawę przyjmie, a Prezydent ją podpisze. Tragedii jednak się nie spodziewam.

Uważam też, że 12 złotych to nie jest wygórowana stawka. Wręcz przeciwnie - jest to absolutne minimum jakie powinien otrzymywać pracownik, aby móc zadbać o naprawdę najbardziej podstawowe potrzeby swoje i swoich bliskich.
Dlatego też w przyszłości stawka ta powinna być sukcesywnie podnoszona.

Być może też te zagwarantowane 12 złotych pozwoli wielu osobom stać się w oczach banków wypłacalnymi, co oznacza chociażby szansę wzięcia niewielkiej pożyczki na cywilizowanych, a nie lichwiarskich warunkach. Pozwoli zapobiec to licznym tragediom związanym w wejście w spiralę absurdalnie oprocentowanych pożyczek.

Niektóre osoby też uznają, że zamiast kurczowo trzymać się etatu w firmie, która umiarkowanie zaspokaja ich potrzeby, lepiej poszukać innych, bardziej elastycznych rozwiązań zatrudnienia. Takich, które poza pracą pozwolą realizować pasje, czy w większym stopniu angażować się w życie rodzinne. Coś na co sztywny etat połączony z nadgodzinami często w żaden sposób nie pozwala. 


Oczywiście rozumiem, że w związku z prognozowana zmianą już teraz wielu pracodawców odczuwa spory dyskomfort. Woleliby przecież płacić 6-8 złotych za godzinę, niż 12. Tylko panowie i panie – czy chcielibyście sami za taką stawkę pracować? Albo czy chcielibyście, aby wasze dzieci tyle zarabiały? Odpowiedź znacie. 

Śmierć torreadora

Dwa dni temu, podczas transmitowanej na żywo korridy, życie stracił 29 letni hiszpański torreador Victor Barrio. Była to pierwsza od prawie 30 lat śmierć matadora podczas występu.

Przed chwilą obejrzałem nagranie tego tragicznego zdarzenia: https://www.youtube.com/watch?v=S78zHoJQxME. Straszne.

Niestety, choć jest mi go żal i współczuję jego rodzinie, to nie potrafię przestać myśleć, że stał się ofiarą własnej ambicji i przemysłu okrucieństwa. Korrida to przecież zwykły, pełen przemocy przemysł, kryjący się pod przykrywką kultywowania wielowiekowej tradycji.

Jak można przeczytać w artykule zamieszczonym na portalu internetowym wp.pl obroty rynku związanego z korridą wycenia się na 3.5 miliarda euro. Same zaś walki z bykami przyciągają do Hiszpanii 6 milionów turystów rocznie. (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Nie-zyje-29-letni-hiszpanski-matador-To-pierwszy-taki-wypadek-od-30-lat,wid,18416200,wiadomosc.html?ticaid=117591). Nic zatem dziwnego, że tak trudno przeforsować jej zakaz.

Korrida, aby mogła istnieć, potrzebuje młodych, ambitnych, nie mających zbyt wiele do stracenia mężczyzn. Osób, które w ten specyficzny sposób chcą zaistnieć i zyskać nieomalże boską sławę Hiszpański dziennik "El Pais" pisze, że Barrio zdecydował się na karierę matadora w wieku 20 lat. Wcześniej studiował i pracował na polu golfowym. - Zawsze ogromnie podziwiałem torreadorów, ale byłem zbyt onieśmielony, by powiedzieć, że chcę być torreadorem i bohaterem - mówił kilka lat temu. (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/byk-wzial-go-na-rogi-i-tratowal-matador-zginal-w-czasie-korridy,659874.html).


Victor Barrio  sławę zyskał. Niestety, zbyt długo się nią nie nacieszył. Być może jednak jego śmierć przyczyni się do agonii tego barbarzyńskiego spektaklu.