Amerykański psycholog społeczny Robert B. Cialdini w swojej książce zatytułowanej „Wywieranie wpływu na ludzi” opisał
sześć mechanizmów (reguł) społecznego oddziaływania na ludzi. Jednym z tych
podstawowych mechanizmów jest tzw. zasada wzajemności. Mówi ona, że w relacjach
międzyludzkich dar rodzi u obdarowanego silną wewnętrzną potrzebę
odwzajemnienia. Inaczej rzecz ujmując dar niejako wymusza przeciwdar (zjawisko dostrzeżone
wcześniej przez antropologów i nazwane przez nich właśnie zasadą przeciwdaru).
O sile tego fenomenu najlepiej
świadczy opisany przez Cialdiniego przypadek wysłania przez władze Etiopii w
1985 roku kilku tysięcy dolarów pomocy humanitarnej dla zrujnowanego przez
trzęsienie ziemi Meksyku. Państwa dotkniętego kataklizmem, ale wciąż
wielokrotnie bogatszego niż zmagająca się z wyniszczającym głodem i skutkami
wojny domowej Etiopii.
To co pozwoliło wyjaśnić heroiczną
postawę afrykańskiego kraju to pewien fakt z historii relacji obu państw.
Mianowicie kilkadziesiąt lat wcześniej Meksyk udzielił dyplomatycznego wsparcia
zaatakowanej przez wojska Mussoliniego Etiopii.
Zasada wzajemności od wielu lat
eksploatowana jest przez firmy komercyjne. Przyjmuje ona najczęściej postać
wręczania gadżetów z logotypem danego podmiotu. Z jednej strony „wiąże” to
obdarowanego zgodnie z zasadą przeciwdaru, z drugiej wpływa na jego procesy
poznawcze, zwiększając chociażby świadomość istnienia danej firmy.
W branży spożywczej technika ta realizowana jest poprzez wszelkiego typu degustacje czy poczęstunki. W ich trakcie daje się oczywiście osobom „obdarowywanym” szansę odwzajemnienia, czyli zakupu danego produktu. I osoby te często z takiej możliwości korzystają. Czasem ponieważ produkt im smakuje, nierzadko pewnie także dlatego, aby w ten sposób pozbyć się wewnętrznej presji odwzajemnienia.
W branży spożywczej technika ta realizowana jest poprzez wszelkiego typu degustacje czy poczęstunki. W ich trakcie daje się oczywiście osobom „obdarowywanym” szansę odwzajemnienia, czyli zakupu danego produktu. I osoby te często z takiej możliwości korzystają. Czasem ponieważ produkt im smakuje, nierzadko pewnie także dlatego, aby w ten sposób pozbyć się wewnętrznej presji odwzajemnienia.
Obecnie coraz częściej z
wykorzystanie tej techniki wpływu społecznego spotykamy się na rynku
politycznym, także koszalińskim. Wręcza się nam ulotki (tak, tak ulotki to dar a przynajmniej tak ich otrzymanie może klasyfikować nasz mało racjonalny mózg), gadżety a
nawet produkty konsumpcyjne (w tym sezonie najpopularniejsze – jak się wydaje –
są jabłka i słodycze). W zamian oczekuje się „jedynie” naszego poparcia przy
urnach wyborczych. Oczywiście nikt tego wprost nie powie, ale umówmy się –
jakoś w okresie pomiędzy wyborami politycy nieszczególnie palą się do podobnych
akcji.
Pytanie zatem brzmi: co z tym darem
zrobić? Połakomić się i być może dać się w ten sposób uwieść, czy odmówić jego
przyjęcia? Problem poważny, zwłaszcza, że w naszej kulturze odmowa daru też nie
jest najlepiej widziana. Dlatego też u wielu ludzi może wytwarzać pewien dyskomfort.
W moim przekonaniu możliwych rozwiązań jest przynajmniej kilka. Po pierwsze można przyjąć dar. Warto to zrobić jednak tylko wówczas, gdy mamy pewność, że za chwile zostaniemy podobnie obdarowani przez konkurencję (wczoraj taka szansa była ponoć w jednej z koszalińskich galerii handlowych). W ten sposób zabezpieczamy się przed ewentualnym jednostronnym wpływem. No chyba, ze ktoś wyżej ceni sobie jabłka niż krówki (lub też odwrotnie). Wówczas chyba jednak najlepiej odmówić. Po drugie można przyjąć dar, ale spożywając go myśleć wyłącznie o tym, że w ten sposób uwolniliśmy donatora od ciężaru. Ostatecznie przecież on pewnie też już tylko marzy o końcu kampanii. Po trzecie można odmówić. Wówczas, poza wspomnianym dyskomfortem związanym z radzeniem sobie z reakcją mniej lub bardziej zawiedzionego „darczyńcy”, sprawę mamy prawdopodobnie załatwioną. Po czwarte możemy zwyczajnie zapłacić. Może to być oczywiście odebrane jako pewien brak taktu, swoista niegrzeczność, ale pomyślmy wtedy o tym, jak ładnie wyglądał świat bez tych wszystkich plakatów i pozbądźmy się skrupułów.
W moim przekonaniu możliwych rozwiązań jest przynajmniej kilka. Po pierwsze można przyjąć dar. Warto to zrobić jednak tylko wówczas, gdy mamy pewność, że za chwile zostaniemy podobnie obdarowani przez konkurencję (wczoraj taka szansa była ponoć w jednej z koszalińskich galerii handlowych). W ten sposób zabezpieczamy się przed ewentualnym jednostronnym wpływem. No chyba, ze ktoś wyżej ceni sobie jabłka niż krówki (lub też odwrotnie). Wówczas chyba jednak najlepiej odmówić. Po drugie można przyjąć dar, ale spożywając go myśleć wyłącznie o tym, że w ten sposób uwolniliśmy donatora od ciężaru. Ostatecznie przecież on pewnie też już tylko marzy o końcu kampanii. Po trzecie można odmówić. Wówczas, poza wspomnianym dyskomfortem związanym z radzeniem sobie z reakcją mniej lub bardziej zawiedzionego „darczyńcy”, sprawę mamy prawdopodobnie załatwioną. Po czwarte możemy zwyczajnie zapłacić. Może to być oczywiście odebrane jako pewien brak taktu, swoista niegrzeczność, ale pomyślmy wtedy o tym, jak ładnie wyglądał świat bez tych wszystkich plakatów i pozbądźmy się skrupułów.
Niezależnie jednak od tego jak
postąpimy warto pamiętać, że nie głosuje się na kogoś tylko dlatego, że wręczył nam jabłko
czy krówkę. Nie głosuje się na kogoś, kto z nami chwilę porozmawiał, czy
„zaszczycił” nas uściskiem swojej dłoni. Głosuje się na tego, który daje szansę
na rozwiązanie realnych społecznych problemów i wizję życia w normalnej, przyjaznej
rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.