sobota, 27 grudnia 2014

Terlikowski na wigilię, czyli może dobrze, że zwierzęta nie potrafią czytać

W świątecznym wydaniu Rzeczpospolitej ukazał się artykuł Tomasza Terlikowskiego Zwierzęta, nawet w Wigilię, praw nie mają (dostępny pod adresem internetowym: http://www.rp.pl/artykul/1167095-Zwierzeta--nawet-w-Wigilie--praw-nie-maja.html)
W tekście dzieli się on swoimi refleksjami na temat zwierząt i tego, jak powinny być one traktowane. Spostrzeżeniami wynikającymi jakoby z doktryny chrześcijańskiej.
(Piszę wynikającymi jakoby z doktryny chrześcijańskiej, nie dlatego, aby Terlikowskiego obrazić. Po prostu moja wiedza uniemożliwia mi weryfikację zamieszczonych w tekście stwierdzeń pod kątem ich zgodności z nauką kościoła. Ze względu jednak na fakt, że przemyślenia obecnego szefa Telewizji Republika nierzadko poddawane były krytyce przez księży i teologów, pozwolę sobie nie traktować ich jako dogmatycznych).

Czego z tekstu się dowiedziałem? Po pierwsze tego, że zgodnie z zapisami Księgi Rodzaju zwierzęta nie są równe człowiekowi. W związku z tym nie mają one i nie powinny mieć praw, które człowiek (chrześcijanin) powinien respektować. Oznacza to, że zwierzęta mogą być wykorzystywane chociażby do eksperymentów naukowych. Mogą być także zabijane w taki sposób, jaki dany system religijny przewidział jako najwłaściwszy (ubój rytualny).
Po drugie, że cierpienia zwierząt różnią się od ludzkich, bo pozbawione są (ich cierpienia) samoświadomości i poczucia przyszłości, cech przynależnych istotom ludzkim.
Po trzecie, że uznanie, iż zwierzętom jednak jakieś prawa przysługują i że nie można przekładać interesów ludzi nad interesy innych stworzeń wynika z odrzucenia istnienia Boga, a także wiary w pochodzenia człowieka od Stworzyciela. Ateizm, materializm, ewolucjonizm pozbawione odniesienia do Stwórcy świata czy teistycznej antropologii sprawiają, że człowiek przestaje postrzegać siebie jako kogoś wyższego niż zwierzęta.
Po czwarte, że istnieje związek pomiędzy poszanowaniem praw zwierząt a akceptacją dla wielu różnych rzeczy, typu antykoncepcja, aborcja czy eksperymentów na nienarodzonych istotach ludzkich.
Po piąte, że przyczyn stanu, w którym ludzie przestają patrzeć na świat „antropocentrycznie” (świat i zwierzęta w służbie rodzaju ludzkiego), można szukać w budowanym od XVIII wieku micie przeludnienia i polityce kontroli urodzin. Polityce, która pozbawiła człowieka tak potrzebnych mu relacji z innymi ludźmi. To zaś w konsekwencji skutkuje szukaniem substytutów i przenoszeniem uczuć na zwierzęta.

Czyń ziemię sobie poddaną
Argument o wyższości człowieka nad zwierzętami wywiedziony z biblijnej historii stworzenia mnie nie przekonuje. Z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że zapisy poczynione kilkadziesiąt wieków temu w sposób naturalny stanowią odzwierciedlenie pewnej wizji świata, którą obecnie trudno uznać za aktualną (niezależnie, czy jest to tekst natchniony, czy tylko pewna wizja literacka). A przynajmniej ja jej za aktualną uznać nie potrafię.
Po drugie ponieważ tego typu nastawienie prowadziło, i wciąż prowadzi, do bardzo nieracjonalnego wykorzystywania tego wszystkiego, co Ziemia nam oferuje. A negatywne skutki takiego podejścia coraz częściej odczuwamy także my, ludzie.

Czy to oznacza, że traktuję zwierzęta jako równe człowiekowi? Nie. Niemniej jednak uważam, że powinny one mieć pewne, określone prawa. Prawa ustanowione przez człowieka i przez niego przestrzegane. Zwierzęta jako istoty czujące / myślące zwyczajnie na to zasługują.
Podstawowym prawem czy wymogiem powinno być właściwe ich traktowanie. Takie, które zapewni im określony komfort i / lub ograniczy do minimum ich cierpienie. To ostatnie jest przecież zwyczajnie zbędne.

Oznacza to między innymi uważne przyglądanie się temu, co ze zwierzętami robią naukowcy. Nie może być tak, że w imię nauki dopuszcza się takie bestialstwa jak wiwisekcje, przecinanie strun głosowych, czy powtórne doświadczenia na tych samych zwierzętach (cześć z tych zjawisk dopuszcza najnowsza rządowa ustawa o ochronie zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych lub edukacyjnych: http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,16875476,Przecinanie_strun_glosowych__bol__wielokrotne_eksperymenty_.html) .

Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do hodowli przemysłowych. Stłoczone, tuczone, faszerowane antybiotykami i hormonami zwierzęta trafiające po kilku miesiącach do rzeźni a potem na nasze stoły to fatalna reklama kondycji ludzkiej. Chyba, że ktoś podziela starotestamentową wizję „poddaństwa”.

Nie potrafię także podzielić opinii Terlikowskiego odnośnie uboju rytualnego. W religii, która zezwala na bezsensowne cierpienia zwierząt znika dla mnie zwyczajnie dobro. Dlatego przy całym oddaniu dla wolności religii uważam, że ubój rytualny również powinien być zabroniony. Polska zaś pomimo opinii Trybunału Konstytucyjnego (http://wyborcza.pl/1,75478,17106014,TK__Zakaz_uboju_rytualnego_niezgodny_z_konstytucja.html) powinna pozostać w gronie krajów, które ten zakaz wprowadziły i go przestrzegają (http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,15473407,Dania_zakazuje_uboju_rytualnego___Prawa_zwierzat_sa.html#TRrelSST).

Cierpienie zwierząt
Szczerze mówiąc nie wiem jak cierpią zwierzęta. Nie wiem nawet tak naprawdę, jak cierpią inni ludzie. Mogę to sobie jedynie wyobrażać bazując na własnych doświadczeniach.
Dlatego nie przemawia do mnie argument, że zwierzęta cierpią inaczej / mniej, bo nie mają samoświadomości, tudzież wizji przyszłości. Zwłaszcza, że niektóre gatunki zwierząt jakąś formę samoświadomości przecież posiadają. Dowodzi tego chociażby pozytywne "zaliczenie" przez nie testu lustra (http://www.eduscience.pl/artyku%C5%82y/niewiele-gatunk%C3%B3w-zwierz%C4%85t-zda%C5%82o-tzw-test-lustra). 

Zgoda na przyznanie praw zwierząt = odrzucenie Boga
Kolejna teza Terlikowskiego, z którą mam poważny problem. Znam przecież wiele osób, wierzących, które jednocześnie uważają, że człowiek powinien uwzględniać w swoich poczynaniach dobro innych stworzeń. Zwłaszcza, że w odróżnieniu od zwierząt ma możliwość, aby to czynić.
Co więcej – ośmielę się stwierdzić – że w tym właśnie elemencie wiele z tych osób dostrzega przejaw swojej religijności. Postawy, która wiąże się dla nich z właściwym traktowaniem zarówno ludzi jak i zwierząt.

Prawa zwierząt kontra prawa ludzkie
Wywód Terlikowskiego odnośnie związku pomiędzy dbałością o przestrzeganie praw zwierząt a nadużyciami wobec ludzi wydaje mi się zwyczajnie nieuzasadniony. Nie ma w nim żadnych dowodów, poza emocjonalnymi sformułowaniami Nowymi „królikami doświadczalnymi", które zastąpiłyby myszy, szczury czy właśnie króliki, mieliby się stać ludzie na wczesnym etapie rozwoju, nazywani czasem dla niepoznaki zarodkami czy płodami.
Trudno zatem traktować go poważnie.  Co oczywiście nie oznacza, że nie ma osób, które tego typu rozwiązań by nie zaakceptowały. Podejrzewam jednak, że stanowią one zdecydowany margines.

"Mit" przeludnienia
Rzeczywiście wielu ekologów zabiega o to, aby w społeczeństwie wzrastała świadomość skutków, jakie dla świata niesie niekontrolowany przyrost naturalny. Zwłaszcza, że Ziemia nie jest  planetą o nieograniczonym potencjale (http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Alad_ekologiczny). I warto o tym pamiętać, chociażby po to, aby zmieniać metody w jaki ludzkość zasoby naturalne eksploatuje / wykorzystuje.
Czy jednak rzeczywiście ten "mit" przeludnienia oraz polityka ograniczania przyrostu naturalnego (polityka kontroli urodzin) stoją u podstaw odejścia ludzkości od wizji „antropocentrycznej”. Myślę, że to bardzo uproszczona diagnoza.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.