W świątecznym wydaniu
Rzeczpospolitej ukazał się artykuł Tomasza Terlikowskiego Zwierzęta, nawet w Wigilię, praw nie mają (dostępny pod adresem
internetowym: http://www.rp.pl/artykul/1167095-Zwierzeta--nawet-w-Wigilie--praw-nie-maja.html)
W tekście dzieli się on swoimi
refleksjami na temat zwierząt i tego, jak powinny być one traktowane.
Spostrzeżeniami wynikającymi jakoby z doktryny chrześcijańskiej.
(Piszę wynikającymi jakoby z doktryny
chrześcijańskiej, nie dlatego, aby Terlikowskiego obrazić. Po prostu moja wiedza
uniemożliwia mi weryfikację zamieszczonych w tekście stwierdzeń pod kątem ich
zgodności z nauką kościoła. Ze względu jednak na fakt, że przemyślenia obecnego
szefa Telewizji Republika nierzadko poddawane były krytyce przez księży i
teologów, pozwolę sobie nie traktować ich jako dogmatycznych).
Czego z tekstu się dowiedziałem? Po
pierwsze tego, że zgodnie z zapisami Księgi Rodzaju zwierzęta nie są równe
człowiekowi. W związku z tym nie mają one i nie powinny mieć praw, które
człowiek (chrześcijanin) powinien respektować. Oznacza to, że zwierzęta mogą
być wykorzystywane chociażby do eksperymentów naukowych. Mogą być także
zabijane w taki sposób, jaki dany system religijny przewidział jako
najwłaściwszy (ubój rytualny).
Po drugie, że cierpienia zwierząt
różnią się od ludzkich, bo pozbawione są (ich cierpienia) samoświadomości i
poczucia przyszłości, cech przynależnych istotom ludzkim.
Po trzecie, że uznanie, iż
zwierzętom jednak jakieś prawa przysługują i że nie można przekładać interesów
ludzi nad interesy innych stworzeń wynika z odrzucenia
istnienia Boga, a także wiary w pochodzenia człowieka od Stworzyciela. Ateizm,
materializm, ewolucjonizm pozbawione odniesienia do Stwórcy świata czy teistycznej
antropologii sprawiają, że człowiek przestaje postrzegać siebie jako kogoś
wyższego niż zwierzęta.
Po czwarte, że istnieje związek
pomiędzy poszanowaniem praw zwierząt a akceptacją dla wielu różnych rzeczy,
typu antykoncepcja, aborcja czy eksperymentów na nienarodzonych istotach
ludzkich.
Po piąte, że przyczyn stanu, w
którym ludzie przestają patrzeć na świat „antropocentrycznie” (świat i
zwierzęta w służbie rodzaju ludzkiego), można szukać w budowanym od XVIII wieku
micie przeludnienia i polityce kontroli urodzin. Polityce, która pozbawiła
człowieka tak potrzebnych mu relacji z innymi ludźmi. To zaś w konsekwencji
skutkuje szukaniem substytutów i przenoszeniem uczuć na zwierzęta.
Czyń ziemię sobie poddaną
Argument o wyższości człowieka nad
zwierzętami wywiedziony z biblijnej historii stworzenia mnie nie przekonuje. Z
wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że zapisy poczynione kilkadziesiąt wieków temu
w sposób naturalny stanowią odzwierciedlenie pewnej wizji świata, którą obecnie
trudno uznać za aktualną (niezależnie, czy jest to tekst natchniony, czy tylko pewna
wizja literacka). A przynajmniej ja jej za aktualną uznać nie potrafię.
Po drugie ponieważ tego typu nastawienie
prowadziło, i wciąż prowadzi, do bardzo nieracjonalnego wykorzystywania tego
wszystkiego, co Ziemia nam oferuje. A negatywne skutki takiego podejścia coraz
częściej odczuwamy także my, ludzie.
Czy to oznacza, że traktuję
zwierzęta jako równe człowiekowi? Nie. Niemniej jednak uważam, że powinny one mieć
pewne, określone prawa. Prawa ustanowione przez człowieka i przez niego
przestrzegane. Zwierzęta jako istoty czujące / myślące zwyczajnie na to
zasługują.
Podstawowym prawem czy wymogiem powinno
być właściwe ich traktowanie. Takie, które zapewni im określony komfort i / lub
ograniczy do minimum ich cierpienie. To ostatnie jest przecież zwyczajnie zbędne.
Oznacza to między innymi uważne
przyglądanie się temu, co ze zwierzętami robią naukowcy. Nie może być tak, że w
imię nauki dopuszcza się takie bestialstwa jak wiwisekcje, przecinanie strun
głosowych, czy powtórne doświadczenia na tych samych zwierzętach (cześć z tych
zjawisk dopuszcza najnowsza rządowa ustawa o ochronie zwierząt wykorzystywanych
do celów naukowych lub edukacyjnych:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,16875476,Przecinanie_strun_glosowych__bol__wielokrotne_eksperymenty_.html)
.
Podobnie rzecz ma się w odniesieniu
do hodowli przemysłowych. Stłoczone, tuczone, faszerowane antybiotykami i
hormonami zwierzęta trafiające po kilku miesiącach do rzeźni a potem na nasze
stoły to fatalna reklama kondycji ludzkiej. Chyba, że ktoś podziela
starotestamentową wizję „poddaństwa”.
Nie potrafię także podzielić opinii
Terlikowskiego odnośnie uboju rytualnego. W religii, która zezwala na
bezsensowne cierpienia zwierząt znika dla mnie zwyczajnie dobro. Dlatego przy
całym oddaniu dla wolności religii uważam, że ubój rytualny również powinien
być zabroniony. Polska zaś pomimo opinii Trybunału Konstytucyjnego
(http://wyborcza.pl/1,75478,17106014,TK__Zakaz_uboju_rytualnego_niezgodny_z_konstytucja.html)
powinna pozostać w gronie krajów, które ten zakaz wprowadziły i go
przestrzegają (http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,15473407,Dania_zakazuje_uboju_rytualnego___Prawa_zwierzat_sa.html#TRrelSST).
Cierpienie zwierząt
Szczerze mówiąc nie wiem jak
cierpią zwierzęta. Nie wiem nawet tak naprawdę, jak cierpią inni ludzie. Mogę
to sobie jedynie wyobrażać bazując na własnych doświadczeniach.
Dlatego nie przemawia do mnie
argument, że zwierzęta cierpią inaczej / mniej, bo nie mają samoświadomości,
tudzież wizji przyszłości. Zwłaszcza, że niektóre gatunki zwierząt jakąś formę samoświadomości przecież posiadają. Dowodzi tego chociażby pozytywne "zaliczenie" przez nie testu lustra (http://www.eduscience.pl/artyku%C5%82y/niewiele-gatunk%C3%B3w-zwierz%C4%85t-zda%C5%82o-tzw-test-lustra).
Zgoda na przyznanie praw zwierząt =
odrzucenie Boga
Kolejna teza Terlikowskiego, z
którą mam poważny problem. Znam przecież wiele osób, wierzących, które jednocześnie
uważają, że człowiek powinien uwzględniać w swoich poczynaniach dobro innych
stworzeń. Zwłaszcza, że w odróżnieniu od zwierząt ma możliwość, aby to czynić.
Co więcej – ośmielę się stwierdzić
– że w tym właśnie elemencie wiele z tych osób dostrzega przejaw swojej religijności. Postawy, która wiąże się dla nich z właściwym traktowaniem zarówno ludzi jak i
zwierząt.
Prawa zwierząt kontra prawa ludzkie
Wywód Terlikowskiego odnośnie
związku pomiędzy dbałością o przestrzeganie praw zwierząt a nadużyciami wobec
ludzi wydaje mi się zwyczajnie nieuzasadniony. Nie ma w nim żadnych dowodów,
poza emocjonalnymi sformułowaniami Nowymi
„królikami doświadczalnymi", które zastąpiłyby myszy, szczury czy właśnie
króliki, mieliby się stać ludzie na wczesnym etapie rozwoju, nazywani czasem
dla niepoznaki zarodkami czy płodami.
Trudno zatem traktować go
poważnie. Co oczywiście nie oznacza, że
nie ma osób, które tego typu rozwiązań by nie zaakceptowały. Podejrzewam
jednak, że stanowią one zdecydowany margines.
"Mit" przeludnienia
Rzeczywiście wielu ekologów zabiega
o to, aby w społeczeństwie wzrastała świadomość skutków, jakie dla świata niesie
niekontrolowany przyrost naturalny. Zwłaszcza, że Ziemia nie jest planetą o nieograniczonym potencjale
(http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Alad_ekologiczny). I warto o tym pamiętać,
chociażby po to, aby zmieniać metody w jaki ludzkość zasoby naturalne eksploatuje
/ wykorzystuje.
Czy jednak rzeczywiście ten "mit" przeludnienia oraz polityka ograniczania przyrostu naturalnego (polityka
kontroli urodzin) stoją u podstaw odejścia ludzkości od wizji
„antropocentrycznej”. Myślę, że to bardzo uproszczona diagnoza.